Pyffel: Wizyta Scholza w Chinach nie powinna dziwić
  • Łukasz ŻygadłoAutor:Łukasz Żygadło

Pyffel: Wizyta Scholza w Chinach nie powinna dziwić

Dodano: 
Radosław Pyffel, ekspert w dziedzinie polityki międzynarodowej i Chin
Radosław Pyffel, ekspert w dziedzinie polityki międzynarodowej i Chin Źródło:YouTube / Nam Zależy, screen
Nie mam na to dowodu, bo oficjalnie nikt takich deklaracji nie wypowiada, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby nasi niemieccy partnerzy i sąsiedzi śmiali się z takiego wyrażanego przez nas oburzenia czy "zaskoczenia" – mówi analityk Instytutu Sobieskiego, znawca Chin Radosław Pyffel w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Wizyta kanclerza Niemiec w Pekinie wywołuje sporo negatywnych komentarzy zwłaszcza w Polsce i USA. Pojawiają się głosy, że w czasie wojny na Ukrainie, gdzie Chiny mają wspierać Rosję, gdy mamy starcia dyplomatyczne o Tajwan, Olaf Scholz jedzie walczyć o niemieckie interesy. Czy to słuszna krytyka?

Radosław Pyffel: Wokół cieśniny jest ostatnio rzeczywiście gorąco, natomiast osobiście, przynajmniej na razie, jakiegoś wyraźnego wsparcia Rosji przez Chiny, nie widzę. A na pewno nie w stopniu większym, niż na przykład działania Indii, czy wielu innych krajów pozaeuropejskich. Natomiast, jeśli chodzi o ogólną sytuację, to mamy rozpościeraną przed opinią publiczną mgłę złożoną z czasem subtelnych, często niejasnych, a w wielu przypadkach celowo mętnych oświadczeń dyplomatycznych, albo emocjonalnych reakcji opinii publicznych, które często traktujemy jako rzeczywistość. Trudno powiedzieć, czy to ze skłonności do upraszczania sobie świata, czy to z niecierpliwości i chęci uporządkowania rzeczywistości, w każdym razie podobnie jest z wizytą Olafa Scholza, która u wielu wywołuje emocjonalne reakcje i wielu szokuje. Natomiast, jeśli spojrzymy na nią chłodno, nie przez pryzmat deklaracji, tylko realpolitik, to ta wizyta, jej kontekst i przebieg, raczej nie powinna dziwić.

Bo chodzi o interesy?

Chiny od 2015 roku są największym partnerem handlowym Niemiec. Na drugim miejscu jest Holandia, a dopiero na trzecim Stany Zjednoczone. Przemysł niemiecki, jak i cała Europa, znalazły się pod presją z uwagi na sankcje energetycznie i nie chodzi tu już o społeczeństwo tylko o biznes niemiecki, który będzie tracił globalną konkurencyjność i w tej sytuacji jeszcze bardziej potrzebuje rynku chińskiego. Niemcy oczywiście deklarują, że walczą przede wszystkim o praworządność, demokrację, minimalizowanie negatywnych skutków ocieplenia klimatu. I my w Polsce traktujemy te deklaracje bardzo serio, zakładamy, że tak właśnie jest, że to jest priorytetem i potem jesteśmy zszokowani, gdy Niemcy jednak się z Chinami dogadują, tak jak było w przypadku jednego z terminali w porcie w Hamburgu, gdzie po burzliwej publicznej dyskusji zmniejszono udział chińskiej firmy, ale nie odstąpiono od transakcji, czy ostatnio ws. fabryki chipów w Dortmundzie. To budzi emocje, bo nie zgadza nam się to z obrazem zjednoczonego Zachodu, dwoma blokami i „zimną wojna”, światem walki dobra ze złem, demokracji i autorytaryzmu. Jednak, jeśli spojrzymy na sprawę realistycznie i chłodno, to absolutnie nie powinno to zaskakiwać. Tuż przed wylotem do Pekinu Kanclerz Scholz napisał zresztą w artykule opublikowanym w „Politico” i „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, zupełnie wprost, że Niemcy nie są zainteresowany dwoma blokami i "zimną wojną", nie chcą izolować Chin jako kraju posiadającego 1,4 mld ludności i silną gospodarkę, kraju który odgrywał w wielu okresach swojej historii i zdaniem kanclerza, zapewne będzie odgrywał również XXI wieku, kluczową rolę.

Przesadził?

To są skandaliczne słowa z amerykańskiego punktu widzenia. Kanclerz Scholz pisze wprost, że Niemcy nie będą realizowały agendy USA i nie są nią zainteresowane. Nas Polaków również dotknęło to, że Scholz powiedział, że „zimna wojna”, do której Niemcy nie chcą wracać, była cierpieniem oraz bardzo bolesnym doświadczeniem podziału kraju. Zaskoczyły mnie bardzo emocjonalne reakcje w polskim internecie, które wynikały z faktu, iż w odczuciu polskiego społeczeństwa była to bardzo lekka kara za II wojnę światową, do której to przecież doprowadzili sami Niemcy.

Czyli wizyta Scholza w Pekinie nie powinna zaskakiwać?

Mnie nie zaskakuje. W ostatnich dekadach obserwowaliśmy wizyty kanclerzy niemieckich w Pekinie wraz z delegacjami biznesowymi, czasem kilka razy w roku. To nie stało się z dnia na dzień. Ukuto na to nawet specjalny termin i nazwano „dyplomacją kupiecką”. W Polsce opowiadaliśmy sobie jakąś inną historię i teraz, gdy kanclerz Niemiec stawia sprawę wprost, to się złościmy, że nam się to nie zgadza z naszymi wyobrażeniami, które traktowaliśmy jako rzeczywistość. Nie mam na to dowodu, bo oficjalnie nikt takich deklaracji nie wypowiada, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby nasi niemieccy partnerzy i sąsiedzi, jakby nie było reprezentanci społeczeństwa handlowo-kupieckiego, śmiali się z takiego wyrażanego przez nas oburzenia czy "zaskoczenia".

Czy konflikt amerykańsko-chiński będzie narastał? Mamy przecież w grze sprawę Tajwanu, a wydaje się, że po ostatnim zjeździe Komunistycznej Partii Chin, umocniony prezydent Xi Jinping może chcieć odpowiedzieć, żeby pokazać, że jest twardym przywódcą.

Z punktu widzenia Xi Jinpinga i jego przywództwa bardzo niepokojąca była wcześniejsza sytuacja z ostentacyjną wizytą Nancy Pelosi na Tajwanie. Odpowiedzią były pokazowe ćwiczenia dotyczące blokady wyspy. Teraz mamy do czynienia z gorącą, ale jednak na razie tylko dyplomatyczną grą. Xi Jinping grzmi i używa ostrej retoryki, oficjalnie deklaruje, ze nie wyklucza użycia siły, choć priorytetem jest pokojowe przejęcie Tajwanu i zjednoczenie. Pytanie, na ile to jest realne? Mamy przecież do czynienia z wyspą, a przykład działań Putina na Ukrainie nie zachęca do tego typu działań. Problem w tym, że analizy racjonalne w tych obszarach pozbawione są sensu. Przecież wszystkim wydawało się, że Putinowi wojna na Ukrainie się nie opłaca, a jednak do niej doszło. W przypadku Tajwanu również wydaje się, że to nie ma sensu. Po pierwsze – jak wspomniałem – jest to wyspa, po drugie mamy przykład tego jak kończy Putin, a po trzecie, Tajwan dla USA jest o wiele ważniejszy niż Ukraina. Możemy jeszcze dodać punkt czwarty, czyli chińskie myślenie strategiczne.

Jakie ono jest?

Chiny to jednak nie do końca, tak jak nam się w Polsce wydaje, taki sam kraj jak Rosja. Czyli taki, który będzie bezsensowne walił rakietami, by wszystko niszczyć i się z tego cieszyć, jako dowodu swojej potęgi i dominacji. Głupotą byłoby stwierdzenie, że w Chinach nie używa się siły. Używa się, ale w takim przypadku zawsze jest to intelektualną porażką. Nie dowodem siły, ale właśnie porażki, że nie przechytrzyło się przeciwnika, albo nie znalazło lepszego rozwiązania. Jednak mimo, iż Pekin zapewne wolałby przejąć wyspę pokojowo, to nie możemy wykluczyć konfliktu zbrojnego. Dużo zależy też od pomijanych w międzynarodowych komentarzach samych Tajwańczyków i ich elit politycznych. Widzimy, że Tajwan bardzo mocno działa na arenie międzynarodowej i stara się wychodzić z izolacji. To raczej nie martwi Amerykanów ponieważ prowadzą konflikt z Chinami, który będzie narastał. A kwestia Tajwanu jest bardzo drażliwa i będą padały różne słowa z dwóch stron. Zachowanie status quo będzie trudne, a eskalacja jest możliwa bardziej niż kiedykolwiek po 1949 r.

Czy po ostatnim zjeździe KPCH i decyzji o trzeciej kadencji dla Xi Jinping, kraj ten może stać się jeszcze ostrzejszą dyktaturą? Pojawiają się opinie, że możliwy jest powrót do czasów Mao Zedonga.

Zgodzę się, że Xi Jinping wzoruje się na Mao. Od 1949 roku niby mamy cały czas te same Chiny, przynajmniej my je postrzegamy jako ten sam komunistyczny monolit, ale Chiny się bardzo w tym czasie zmieniały. Po Mao, mieliśmy erę Deng Xiaopinga, który prowadził otwartą politykę Chin na świat i dla którego najważniejszy był rozwój gospodarczy i kontakty z zagranicą. Oczywiście tamte Chiny również były krytykowane, że są zbyt mało otwarte, albo nie w taki sposób, jak oczekiwałby tego Zachód. Ale tamta epoka definitywnie dobiegła końca.

Mówiąc o Xi często nawiązuje się do Mao Zedonga. Ja bym wspomniał, także nawet o pierwszym cesarzu, do którego sam Mao też nawiązywał. Zbudował on państwo surowe, bardzo zwarte, opierające się na silnej armii, służbach i kontroli. Ostatecznie w czasie epoki Walczących Królestw podbiło ono wszystkie pozostałe, a pamiątką po tych czasach jest między innymi słynna Terrakotowa Armia w Xi an, czyli Wielki Mur do budowy którego wysyłano elity podbitych krajów. Pomyślałem o tym, gdy podczas przemówienia inaugurującego zjazd partii Xi Jinping wymienił słowo „bezpieczeństwo” aż 80 razy. To poza Mao musi przywodzić skojarzenia z antyczną szkołą legistów. Zastanawiamy się też często dlaczego Chiny utrzymują politykę „zero COVID”, która źle wpływa na gospodarkę. Jednak myślimy innymi kategoriami. Dla Xi Jinpinga dziś najważniejsze nie jest gospodarka, ale bezpieczeństwo. Przekonuje nawet, że Chiny mogą poświęcić jeden, bądź dwa punkty procentowe wzrostu PKB, bo priorytetem jest coś innego- przetrwanie czasów geopolitycznych niepokojów i wojen, a nie koncentracja na śrubowaniu wyników gospodarczych... Dziesięć lat zajęło Xi Jinpingowi wyeliminowanie wszystkich przeciwników i posiadanie całkowitej władzy w państwie. Nawet ścisłe siedmioosobowe kierownictwo partii stanowią jego ludzie. Ma pełnię władzy nad Partią i Chinami. Zobaczymy co z tym zrobi.

Czytaj też:
"Miejsce Putina nie jest na Bali". Poroszenko: Miejscem Putina powinna być Haga
Czytaj też:
Niemieckie MSZ usunęło historyczny krzyż przed spotkaniem G7

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także