AGNIESZKA GOLAŃSKA-BAULT: W 1998 r. założyła pani w Łodzi Fundację Gajusz zajmującą się opieką paliatywną nad dziećmi. Jednym z aspektów pani pracy jest prowadzenie hospicjum perinatalnego. Wydaje mi się, że termin „hospicjum perinatalne” nie jest powszechnie znany. Jak należy go rozumieć?
TISA ŻAWROCKA-KWIATKOWSKA: Hospicjum perinatalne to nie tyle miejsce, ile sposób opieki nad całą rodziną, w której na pewnym etapie ciąży pojawiło się rozpoznanie lub bardzo poważne podejrzenie, że dziecko, które ma przyjść na świat, jest nieuleczalnie chore.
Chodzi przede wszystkim o wsparcie emocjonalne i psychologiczne oraz o pomoc organizacyjną. Zwykle zgłaszają się do nas mama z tatą, a ja mówię wtedy, że do gabinetu wchodzi aż troje pacjentów. Zazwyczaj w pierwszym spotkaniu uczestniczy lekarz, ponieważ ludzie, którzy usłyszeli niepomyślną diagnozę, najczęściej byli w takim stresie, że po prostu nie pamiętają nic z tego, co im powiedziano. Dlatego nasza pani doktor sprawdza, co rodzice wiedzą, czy to się pokrywa z rzeczywistością. Ma dla nich bardzo dużo czasu, bo taka wizyta trwa zwykle dwie godziny.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.