"Frieren” (w oryg. „Sōsō no Furīren”) to serial japoński, o którym do niedawna nikt nie słyszał. Ale myślę, że liczba jego fanów może przyrastać wręcz lawinowo i za chwilę mało kto z młodszego pokolenia nie będzie o nim wiedział. Co ciekawe, produkcja ta na stronie Filmweb z wynikiem 8,5 bije w ocenie społeczności takie hity, jak „Gladiator” Ridleya Scotta czy „Braveheart” Mela Gibsona, które zostały wycenione na 8,1. Co prawda, serial to nie film, ale liczby mówią same za siebie. Skąd tak wysokie notowania? Myślę, że odkryłem sekret „Frieren. U kresu drogi”, bo taki jest pełny tytuł zarówno serialu, jak i serii książek pióra Kanehito Yamady, zilustrowanych przez Tsukasę Abe, które były inspiracją dla ekranizacji.
Nie da się ukryć, że początkowo nic się nie dzieje. Pierwszych kilka odcinków spowija aura nostalgii i wzruszenia. Film spokojnie płynie swoim melancholijnym tempem, nie zważając na to, że widz może być zupełnie na to nieprzygotowany. Momentami miałem wręcz odczucie, że każdy element niemal usiłuje widza zmusić do wzruszenia. Osobiście czekałem na salwę akcji, wyskakujących jedna po drugiej, ale historia, na którą patrzyłem, zdawała się moje oczekiwania ignorować.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.