W mieście Lund położonym w południowej części Szwecji mieszka ok. 90 tys. osób. Choć lokalni włodarze w tym roku z powodu koronawiruse zrezygnowali z organizacji hucznych obchodów tego święta, starają się dmuchać na zimne. Szczególnie, że niewykluczone, iż szczególnie młodzi ludzie nie wezmą sobie do serca zaleceń o pozostaniu tej nocy w domach.
Dlatego też w czwartek na terenie głównego parku miejskiego, w którym zwykle spotykają się zwykle mieszkańcy podczas świętowania, rozrzucono tonę kurzych odchodów. Burmistrz miasta Philip Sandberg w rozmowie z CNN wskazał, że urzędnicy nie chcą, by Lund stało się epicentrum koronawirusa. Przypomniał, że wystarczy, by tylko kilkadziesiąt osób zgromadziło się w tym miejscu na nocnej zabawie, by znacząco podnieść liczbę zachorowań. A przy okazji park zostanie użyźniony na nadchodzące miesiące i doczeka się wreszcie nowego trawnika.
– Będzie śmierdzieć kurzymi odchodami i nie będzie to przyjemne dla przebywających w okolicy ludzi, ale zawarty w nich fosfor i azot przysłużą się parkowi i przygotują go na lato. Zostało udowodnione, że parki wiążą się z poważnym ryzykiem epidemicznym ze względu na liczbę osób w nich się gromadzących – podkreślał Sandberg. Burmistrz wskazał, że mieszkańcy przyjęli działanie władz ze spokojem i zrozumieniem.
Czytaj też:
Skąd wziął się koronawirus? Wywiad USA podał swoje ustaleniaCzytaj też:
"Mam nadzieję, że staną przed sądem". Celebrytka domaga się dymisji rządu