Niemcy znani są z prowadzenia skutecznej polityki historycznej. Udało im się przekonać świat, że zbrodnie przeciw ludzkości popełnione w okresie drugiej wojny światowej były spowodowane przez bliżej nieokreśloną organizację nazistów. Czyli jakąś grupę fanatyków, rasistów i ksenofobów różnej narodowości (według nich przede wszystkim kolaborantów z Europy Wschodniej), połączonych ideą nienawiści wobec Żydów.
W 2019 r. Katarina Barley, ówczesna szefowa niemieckiego resortu sprawiedliwości, bez żadnego skrępowania przy okazji rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej wypowiedziała następujące słowa: „Nie tylko dla nas, Niemców, jest to dzień wyzwolenia”. Zdanie to wpisuje się w niemiecką politykę historyczną, której elementem jest budowanie przekonania, że Niemcy również są ofiarami wojny. Nie były to słowa przypadkowe. Dwa lata później, w trakcie uroczystości upamiętniających D-Day, sama kanclerz Angela Merkel nie obawiała się stwierdzić, że „ta niezwykła wojskowa operacja w końcu doprowadziła do wyzwolenia nas od nazistów”.
Pokazuje to, że niemiecki establishment zarządza procesem kształtowania w społeczeństwie postawy depersonalizacji winy za drugą wojnę światową.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.