O dyplomatycznych zgrzytach, wywoływanych przez roszczeniową i arogancką postawę Zełenskiego w relacjach z partnerami zachodnimi, w tym przede wszystkim z Polską, pisaliśmy już wielokrotnie. Od jakiegoś czasu ukraiński prezydent staje się nerwowy i konfliktowy również w polityce wewnętrznej. Coraz bardziej wyraźna jest różnica zdań dzieląca Zełenskiego z gen. Wałerijem Załużnym. Brytyjski „Telegraph” pisze wręcz o „rozłamie” pomiędzy politycznymi a wojskowymi władzami na Ukrainie. Tę narrację podchwytują i rozwijają również media nad Dnieprem. Na początku listopada gen. Załużny w wywiadzie dla „The Economist” przyznał, że działania na froncie przeszły w fazę pozycyjną, „podobnie jak w czasie pierwszej wojny światowej”, oraz że ten impas trudno będzie przełamać. Żeby kontrofensywa miała szansę powodzenia, armia ukraińska powinna była zdobywać teren z prędkością 30 km dziennie. To się jednak nie udało. Zabrakło przewagi technologicznej nad agresorem.
Szczerość głównodowodzącego poirytowała głowę państwa. Wiceszef biura prezydenta Ihor Żowkwa stwierdził, że wojskowi nie powinni publicznie wypowiadać się na temat sytuacji na froncie. Dał też do zrozumienia, że takie wypowiedzi tylko ułatwiają zadanie agresorowi. Załużnemu odpowiedział też sam Zełenski, zapewniając, że sytuacja wcale nie jest patowa. Następnie biuro prezydenta zwolniło dowódcę Sił Operacji Specjalnych Ukrainy bez zwyczajowych konsultacji ze sztabem generalnym. Według doniesień medialnych Zełenski i jego ludzie obawiają się, że pesymistyczne głosy o impasie na froncie w ustach ukraińskich dowódców sprawią, iż Zachód tym bardziej będzie naciskał na rozmowy pokojowe z Rosją.
Nad Dnieprem głośno spekuluje się o tym, że prezydent rozważa dymisję głównodowodzącego. Nie chodzi nawet tylko o kłopotliwe komentarze dla zachodniej prasy. Ktoś musi odpowiedzieć za porażkę kontrofensywy. Potrzebny jest kozioł ofiarny. Ponadto, pomimo nieciekawej sytuacji na froncie, Załużny wciąż jest w kraju bardzo popularny. Pozbawiony stanowiska, będzie mógł zająć się polityką. A wtedy stanie się bardzo groźnym konkurentem dla Zełenskiego. Współpracownicy prezydenta zapewniają z kolei, że nie ma żadnego konfliktu z Załużnym i że obaj pozostają ze sobą w stałym kontakcie. To jednak najpewniej tylko robienie dobrej miny do złej gry.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.