Za długi, ale warty obejrzenia. Nierówny, ale dobrze zagrany. Nieudany, bo fabułę ma pretekstową, a warstwa wizualna nie przystaje do opowieści – ale wściekle zabawny, bo właśnie ze wściekłością i z bezlitosnym czarnym humorem opisuje Paweł Demirski warszawskie elity. Właściwie: łże-elity, patoelity oraz tych, którzy do miana elity pretendują.
Tak, to ten sam Demirski od wspólnych przedstawień z Moniką Strzępką, lewicowy buntownik, kiedyś młody i gniewny, dziś jedynie gniewny, a nawet gniewny coraz bardziej. Gdyby ktoś związany z prawą stroną napisał taki scenariusz, dostałby nie tylko dożywotni zakaz wstępu do wszystkich mediów III RP, lecz także jeszcze bilet lotniczy na Madagaskar i powstałaby o nim seria obelżywych demaskatorskich i oczywiście zupełnie nieprawdziwych tekstów w „Gazecie Wyborczej”. Demirski (autor scenariusza, bo reżyserowali Jakub Piątek i Kuba Czekaj) wali na odlew, szydzi okrutnie, a my śmiejemy się wraz z nim. „Aniela”, nowy serial Netflixa, okazała się wielkim hitem serwisu. Mimo wszystkich wad, mimo pretekstowej fabuły, mimo niepotrzebnego nadużywania grepsu z niszczeniem czwartej ściany i zwracaniem się wprost do widza. Dlaczego okazała się hitem? Bo Demirskiemu udała się rzecz niesłychanie rzadka – uchwycił ducha czasów.
Życie na folwarku
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
