Maleo nieokiełznany
  • Andrzej HorubałaAutor:Andrzej Horubała

Maleo nieokiełznany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wydawałoby się, że autobiografia  Maleo to samograj. A jednak wyszło dzieło nie do końca przekonujące

Książka rozpada się. W sensie dosłownym i przenośnym. Kartki wypadają z okładki, coś tam chyba źle zrobiono z klejem, ktoś gdzieś zanadto przyoszczędził, dość, że rozłazi się to w rękach i sypie. Ale też opowieść Dariusza Malejonka czyni wrażenie jakiegoś nieposkładanego wywodu: raz będą to elektryzujące obrazki z burzliwego okresu rozwoju polskiej alternatywy, innym razem banalne wspomnienia z wakacji, potem emocjonalna filipika przeciw krytykom zarzucającym Malejonkowi zdradę młodzieńczych ideałów, wreszcie gonitwa myśli związanych z wiarą. Przedziwna to rzecz. 

Nie wiem, kto ma większy udział w tym chaosie, bo książka podpisana jest niejednoznacznie: na okładce jako autorka zdaje się występować Magdalena Nierebińska, copyright mają Malejonek i Nierebińska, ale nie jest to, jak moglibyśmy się spodziewać, wywiad rzeka czy portret kreślony przez bliskich, lecz spisana w pierwszej osobie autobiografia Malejonka. A przecież tytuł jak na autobiografię dość dziwny: „Urodzony, by się nie bać”, pasujący raczej do laurki kreślonej przez innych niż wypowiedzi własnej. (...)

Maleo będąc uczestnikiem tak kulturowo znaczących zdarzeń jak sformowanie grupy 2Tm2,3, fenomen Arki Noego czy wreszcie produkcja „Panien – Morowych, Wyklętych i Wygnanych”, nie czyni tego osią swej opowieści. Stara się oddać sprawiedliwość jego współtwórcom, ale mówi niewiele ponad to. Wprowadzenie chrześcijaństwa do popkultury przez 2Tm2,3, a w szczególności Arkę Noego, wielka rekonkwista narodowej pamięci w projektach „Panien”, które przecież ostentacyjnie nie licząc się z mainstreamową narracją, budowały nowoczesną tożsamość wolnych Polaków, za nic mających pomruki z ulicy Czerskiej i Wiertniczej, to były kapitalne sprawy i można by im pewnie poświęcić więcej miejsca, niż czyni to Maleo. Oczywiście opowieść o wokalistkach otwierających się na przekaz tradycji czy trasach koncertowych z dziećmi jest mniej efektowna niż relacje o zaćpanych muzykach, którzy przepadają gdzieś już na początku koncertowej trasy, ale przecież, choć książka Malejonka jest gruba i liczy prawie 400 stron, pozostawia wrażenie nie tylko chaosu, lecz niedosytu. (...)

fot. Darek Golik/Forum 

Cały artykuł dostępny jest w 37/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także