"Właśnie sąd uczynił mnie prawomocnym wyrokiem z 212 kk przestępcą za zwrot „dzika reprywatyzacja” o adwokacie kandydacie do Sądu Najwyższego, który kupił roszczenia od swoich klientów i przejął kamienice na Mokotowie. Sądy dzisiaj są największym zagrożeniem dla wolności słowa" – napisał na Twitterze aktywista miejski Jan Śpiewak. To właśnie on zaczął nagłasniać kulisy procesu tzw. dzikiej reprywatyzacji, do jakiej przez lata dochodziło w Warszawie.
W 2018 r. Jan Śpiewak poinformował, że jeden z adwokatów kandydujących wówczas do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego jest beneficjentem "dzikiej reprywatyzacji".
Aktywista złożył wniosek do komisji weryfikacyjnej, aby zbadała "przejęcie" przez niego kamienicy na Mokotowie. Mecenas w reakcji na wystosował wówczas wobec Śpiewaka prywatny akt oskarżenia. 28 maja 2019 roku Sąd Rejonowy przyznał, że adwokat, który nie został jednak sędzią Sądu Najwyższego, rzeczywiście przejął kamienicę.
Jednocześnie uznał Jana Śpiewaka winnym zniesławienia go poprzez użycie sformułowania "dzika reprywatyzacja" i wymierzył mu karę grzywny (5 tys. zł) oraz zobowiązał do podania wyroku do publicznej wiadomości na portalu internetowym jednej z ogólnopolskich telewizji (wg. aktywisty to koszt 221 tys. zł).
Teraz Sąd Okręgowy utrzymał ten wyrok w mocy.
"W tym samym czasie w tym samym sądzie odbywała się rozprawa oskarżonych o wielomilionowe łapówki w aferze reprywatyzacyjnej. Przed wyjściem z sądu mecenas Robert Nowaczyk oskarżony o korumpowanie wysokiego urzędnika publicznego pomachał mi ręka na do widzenia ze swojego Range Rovera. Jestem jedyną osobą dwukrotnie skazaną prawomocnie wyrokiem karny w aferze reprywatyzacyjnej. Dobra metafora stanu praworządności w kraju" – tak o sprawie pisze na Instagramie Śpiewak.
instagramCzytaj też:
Minister Rozwoju: Sytuacja jest najpoważniejsza od 2008 rokuCzytaj też:
Koronawirus to reakcja natury na przeludnienie? Szokujące słowa dziennikarki