Wojna polsko-polska pod flagą maseczkową

Wojna polsko-polska pod flagą maseczkową

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Domena publiczna
W końcu już nie wiadomo jak jest. Premier – co prawda tuż przed wyborami – ogłasza, że jest „w odwrocie”, zaś minister Szumowski, że idzie druga fala. Jednocześnie rząd ogłasza poluzowanie obostrzeń – będzie się można zbliżyć już nie na 2 metry, ale na półtora. W internecie pełne zachwytów posty, że z tej odległości to już będzie można dać w pysk. Jednak czy to coś zmieni?

W Niemczech w domach publicznych wciąż istnieją obostrzenia – maseczki i social distancing. Czy to coś zmienia z 2 metrów na półtora? Nie wiem jak to jest w Polsce, ale z chęcią bym zobaczył jakiś poglądowy filmik z Niemiec. Nie dla zaspokojenia chuci, ale by zobaczyć jak człowieki radzą sobie w takich sytuacjach. Chyba jednak pleksi…

Ale, ale – jest instrukcja ministerstwa zdrowia ze Szwajcarii. Nie będę tu jej komentował – zapraszam do źródeł. Odjazd na maksa. Najgorszy (?) jest przepis, że maks 15 minut, a potem wietrzenie pokoju uciech przez kwadrans.

Pisałem już o tzw, drugiej fali. Ma podobno nadejść wraz z sezonową (jesienną) falą zachorowań na grypę. Jak będziemy rozróżniać grypę od koronawirusa? Czy każdy kaszlący będzie wywalany z tramwaju? Odsyłany na kwarantannę? Odstawiany na niepewne testy, które nie wiadomo co pokazują i w której fazie?

Trzeba będzie rozgraniczyć dwie rzeczy, by ich nie mylić: lockdawn i ograniczenia epidemiologiczne. Jedno to zamknięcie gospodarki i wszelkich aktywności z nią związanych. Drugie to środki indywidualnych i zbiorowych zabezpieczeń w normalnym życiu, wynikające z aktualnego stanu epidemiologicznego. Wydaje mi się, że cywilizacja nie da się wpakować znowu w pułapkę z pierwszej fazy. Po prostu lockadwnu nie będzie, będziemy musieli znosić tylko jakieś dodatkowe obostrzenia epidemiologiczne.

Jednak to nie będzie takie proste. Przykładem są protesty w… Serbii, gdzie cofnięto poluzowania i zaczęła się zadyma. Ja mam nadzieję, że ludzie się nie dadzą. Że jednak wygra pęd do normalności. Ale łatwo nie będzie – po drugiej strony mamy nie tylko władzę, ale rzesze zestrachanych obywateli, którzy sami przypilnują „egoistów” bez masek.

Powtórzmy więc jeszcze raz. WHO nie ogłosiła pandemii. Nie ma żadnego oficjalnego dokumentu w tej sprawie. Tylko JEDNA konferencja, na której powiedziano, że koronawirus „ma znamiona pandemii”. Reszta to nadreakcje poszczególnych krajów, które w takim wypadku przyjęły różne własne strategie.

Popatrzmy na obostrzenia. Aby maska działała zaporowo na wirusa trzeba ją zmieniać co klkanaście minut, zdejmować w rękawiczkach a zużyte poddać odpowiedniej procedurze (np. odczekanie 72 godzin z wyrzuceniem ich w śmieciach), łacznie ze zniszczeniem w autoklawie. Wszystko inne jest mrzonką. Kto tak robi? Do tego przepisy, których za każdym razem muszę uczyć ludzi o wiedzy „telewizyjnej” zwracających mi uwagę, że nie noszę maski. Uwagi ludzi w maskach noszonych DNIAMI, ludzi w maskach, których co chwila dotykają rękoma, ludzi w maskach opuszczających je poniżej nosa, by ustami wchłaniać wielodzienny „dorobek” z „filtrowania” całego miejskiego syfu, łącznie ze wszystkim (korona)wirusami świata.

Ostatnio starcie w Biedronce. Zaczął kasjer, żebym przesłonił twarz. Ja na to, że nie muszę bo nie mogę. Ten proponuje mi kupno maseczki. Ja, że nie mam po co kupować maseczki, której nie mogę używać. Włącza się młody z kolejki (czarna maseczka WIELOKROTNEGO UŻYTKU, nie trzeba więc prać przez 30 minut po każdorazowym wyjściu w 70 stopniach bo nie widać, że brudna): czy mogę się spytać z jakiego powodu nie nosi Pan maseczki? Ja na to – tak, może się Pan spytać. Po chwili kłopotliwego milczenia, bo taska odpowiedź zamyka dyskusję, daję mu szansę i mówię – z powodów uwzględnionych w rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 15 kwietnia, art. 18, ust. 2. pkt. 3. Tyle.

Jeszcze raz. Nie jestem egoistą. Uważam obecne obostrzenia za iluzoryczne, tak jak skrócenie dystansu z 2 metrów do 1,5. Kto ma zachorować i tak zachoruje, kto chce się chronić niech nosi maskę, jeśli uważa, że mu to pomoże. Szantaż pt. wszyscy mają nosić maski, bo mogą mieć bezobjawowego wirusa jest kompletnym nadużyciem. Wychodzi bowiem z niego, że „pandemia” się skończy jak… wszyscy koronawirusa przechorujemy. Obostrzenia miały sens wtedy kiedy baliśmy się czy nasza służba zdrowia przetrzyma gwałtowny wzrost zakażonych. Teraz to nam nie grozi. Mało tego, z badań wynika, że 30% chorych zakaziło się w… szpitalach, gdzie dopiero dostali wirusa, bo zostali tam przewiezieni z „objawami” korony, zaś to było zwyczajne przeziębienie lub grypa.

Podobno ma nas zbawić mityczna szczepionka. Otóż jeśli się ona pojawi w przeciągu roku to zacznę wierzyć w spiskowe wersje historii, że ktoś wirusa wypuścił specjalnie, a szczepionkę już ma, tylko czeka na druga falę, gdy wszyscy przyjmą ją jako (bez)cenne zbawienie. Otóż nie wierzę w takie cuda – szczepionki na o wiele bardziej śmiertelny SARS z 2003 roku jeszcze nie wynaleziono. 17 lat. A tu wszyscy żyjemy tym, że już, tuż, tuż…

Przecież koronawirus mutuje. I co najwyżej będzie tak jak ze szczepionkami na grypę. Przypomnę, że efekt szczepionkowy polega na zaszczepianiu samego wirusa w takiej dawce lub jego części, by już wywołać mechanizm obronny organizmu ale jeszcze nie samą chorobę. Zaszczepia się więc pacjenta wersją znanego nam wirusa. Dlatego skuteczność szczepionki przeciw grypie jest niska, bo szczepionka jest złożona z miksu znanych nam wirusów z poprzednich lat. Zaś w dniu szczepienia króluje w powietrzu zazwyczaj aktualna, nowa mutacja grypy, nieznana jeszcze epidemiologom w stopniu pozwalającym wyprodukować skuteczną (i bezpieczną!) szczepionkę. Szczepimy się więc na byłe wersje grypy. I jak nam się trafi „stara”, to szczepionka może zadziałać. I tak samo będzie – jeśli w ogóle będzie, patrz SARS – ze szczepionką na koronawirusa.

Ale wtedy będziemy już mieli, szeroko akceptowany i egzekwowany wręcz „na ulicy” nakaz szczepień. Przecież każdy, kto się nie będzie chciał zaszczepić będzie „egoistą”. Profesor Simon postuluje nawet by nieszczepieni, jak zachorują leczyli się na własny koszt. To może palący niech zrobią to samo? Sprawcy wypadków samochodowych, otłuszczone obżartuchy, wątrobiani alkoholicy, nerwusy-zawałowcy?

Czeka nas nieciekawa przyszłość jeżeli poganiani strachem sami się zapędzimy w kanał przyzwolenia na ograniczenie wolności, które niczemu już chyba nie służy, tylko tresowaniu ludzi w zachowaniach stadnych. Będzie druga fala, trzecia i piąta. Jak co roku z grypą. Musimy się nauczyć z tym żyć, tak by nie sprzedać swojej wolności za ułudę bezpieczeństwa.

Niedawno w Polsce poziom zakażeń na koronawirusa przekroczył 0,1% populacji, zaś duża część Polaków miota się w strachu i poganiając resztę do 100%, by nie znaleźć się w tym promilu.

PS. Ale mamy też sukcesy. Ukazała się jedna z ważniejszych książek ostatnich miesięcy: „Fałszywa pandemia. Ktytyka naukowców i lekarzy”. Jest to praca zbiorowa autorów z wielu krajów – naukowe i praktyczne podejście do demonizowania pandemicznego zakresu wirusa oraz obostrzeń i strategii lockdawnu. Naukowa, beznamiętna, oparta na faktach, liczbach i dowodach. Teraz będzie trudniej oskarżać o płaskoziemstwo wątpiących w telewizyjne i kolejkowe wersje paniki. Co najsmutniejsze – jest tam tylko jeden polski ślad, ale co optymistyczne dla mojego „Dziennika zarazy” wychwycony już wcześniej przez mnie. To artykuł Pawła Klimczewskiego, polskiego statystyka i analityka, z którym przeprowadziłem wywiad w „Dzienniku” 31 maja tego roku. W artykule w zbiorowej pracy międzyanarodowego grona przewidział on na podstawie analiz charakter krzywej zakażeń, jak również to, że nie ma żadnych fal. Ale odsyłam do lektury. Ja już książkę zamówiłem, dostanę mam nadzieję autograf i wkrótce na tych łamach ukaże się recenzja tej pozycji.

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także