Jak wskazuje gazeta, oznacza to też, że realna liczba zakażonych może być dziesięciokrotnie wyższa niż potwierdzone przypadki (tych, jak wykazuje resort zdrowia, jest 1,4 mln od początku pandemii). Podstawą dla takich obliczeń są m.in. efekty ostatnich testów przesiewowych nauczycieli, z których wynika, że zakażonych jest 2 proc. kadry.
Do uzyskania odporności populacyjnej jeszcze nam daleko, dlatego tak ważne jest szybkie tempo szczepień. Do wczoraj preparat podano ponad 495 tys. obywatelom. Na razie szczepione są osoby z grupy zero (głównie medycy). Chociaż i tu są opóźnienia. Przeprowadzenie całej operacji spowalniają mniejsze dostawy szczepionki firmy Pfizer – czytamy.
"DGP" podaje, że te wyliczenia potwierdza prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Według niego, liczba realnie chorych może być około 9 razy większa. Czyli COVID-19 przeszło w Polsce 12–13 mln osób.
Jak ocenił w rozmowie z dziennikiem, żeby koronawirus przestał być problemem, a przenoszenie się choroby wyhamowało do minimum, 25 mln musi nabyć odporności. "To oznacza, że zachorowań lub zaszczepionych powinno być drugie tyle, co do tej pory – zgodnie z szacunkami – przechorowało" – czytamy.
"Tymczasem tak duża liczba osób, które przeszły chorobę, paradoksalnie ten proces spowalnia" – pisze "DGP". Powodem ma być zmniejszenie się tempa przenoszenia się wirusa, więc i powiększania się grupy osób, które zyskały przeciwciała również – czytamy.
Według prof. Flisiaka, dlatego tempo szczepień powinno przyspieszyć. Coraz trudniej będzie bowiem zdobyć odporność w naturalny sposób – czytamy w "DGP".
Czytaj też:
Nowe odmiany koronawirusa rosną w siłę. Niepokój na całym świecieCzytaj też:
Szybki test może przewidzieć ciężki przebieg COVID-19Czytaj też:
Do Polski dociera mniej szczepionek. Nie wszystkie szpitale podają drugą dawkę