Zapowiadana przez ministra Witolda Waszczykowskiego likwidacja lub znaczące ograniczenie działalności Biełsatu stały się najbardziej widocznym elementem nowej polskiej strategii wobec Białorusi. Rzecz jasna, oficjalnie politycy zaprzeczają, aby chodziło o jakikolwiek targ z Mińskiem – my wygaszamy Biełsat, a wy w zamian coś nam dajecie. Zaprzeczył temu również w niedawnym wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Jak jednak powiedział książę Gorczakow, nie powinno się wierzyć w wiadomości niezdementowane.
Karczewski we wspomnianej rozmowie wypowiadał się o Białorusi i prezydencie Łukaszence w zadziwiająco ciepłym tonie, niemal całkowicie sprzecznym z narracją o złym dyktatorze. Narracja ta jest zresztą w dużej mierze fałszywa. Jak oceniał w mojej książce „Między Berlinem a Pekinem”, będącej zapisem rozmów z analitykami Ośrodka Studiów Wschodnich, jego obecny dyrektor Adam Eberhardt: „[…] autokratyczny model rządów Łukaszenki jest entuzjastycznie przyjmowany przez jedną trzecią Białorusinów. Podobna liczba, może ciut mniejsza, jest mu niechętna. A ci pośrodku opowiadają się za prezydentem, ponieważ nie widzą ani nie wyobrażają sobie alternatywy. Obsesją Białorusinów jest stabilność, a Łukaszenko jest postrzegany jako gwarant spokoju i pokoju”.
Wśród kręgów zajmujących się polską polityką wschodnią od dawna pojawia się opinia, że Łukaszenko jest wprawdzie strategicznie od Rosji uzależniony, ale zarazem stanowi bufor między nią a Zachodem, bo zależy mu na tym, aby podległość nie stała się zbyt głęboka. I dlatego warto z nim flirtować.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.