Wojna na Ukrainie. Polska wolontariuszka straciła nogę

Wojna na Ukrainie. Polska wolontariuszka straciła nogę

Dodano: 
Wojna na Ukrainie, zdjęcie ilustracyjne
Wojna na Ukrainie, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / YURI KOCHETKOV
Przed kilkoma dniami w Bachmucie pocisk eksplodował przy samochodzie polskich wolontariuszy.

Na szczęście jeden z nich nie odniósł ciężkich obrażeń i mógł nieść pomoc swojej koleżance, która w innym wypadku wykrwawiłaby się na śmierć. Ostatecznie kobieta straciła w wybuchu nogę. "Nadleciał pocisk. Podobno moździerzowy. Uderzył w blok mieszkalny ok. 30 metrów od nas, a my oberwaliśmy odłamkami" – relacjonowała Grażyna Aondo-Akaa w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim".

Ranni polscy wolontariusze byli zaangażowani w pomoc niepełnosprawnym. "Jestem po rozmowie z panią Grażyną, wolontariuszką ranną w Bachmucie. Przed nią długotrwałe leczenie i rehabilitacja, co potwierdzają lekarze z PSK4 w Lublinie, z którymi jesteśmy w kontakcie. Niezwykle ważne, że Pani Grażyna zachowuje pozytywne myślenie i wrodzony optymizm" – poinformował w czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski.

Polacy nie boją się rosyjskich ataków. Wciąż pomagają

Od chwili wybuchy wojny na Ukrainie bardzo wielu wolontariuszy przyjechało do tego kraju, aby przekazać pomoc humanitarną, ewakuować osoby w zagrożonych terenów, czy służyć w miejscach, gdzie udzielana jest pomoc.

– Na Ukrainie gdy zaczynam coś mówić, to wszyscy wiedzą, że jestem z Polski. Po wielokroć usłyszałam podziękowania – "Moje dzieci są w Polsce, moja rodzina jest w Polsce, wszyscy wyjechali do Polski". Taka sytuacja z wioski spod Bałakliji: pani dowiedziała się, że jestem z Polski. Pobiegła i dała to, co miała najcenniejsze: 10 domowych, świeżo zebranych jajek. Jak przyjechałam do Fastowa, tak się tymi jajkami cieszyłam, jakbym dostała najlepszy samochód na świecie. Z reguły ludzie płaczą i dziękują. Dziękują całej Polsce. Czasami czuje się jak emisariusz naszego kraju. Jest to bardzo wzruszające. Natomiast ja nie czuję, że robię coś naprawdę wielkiego – opowiada Marzena Michałowska, wolontariuszka warszawskiej grupy "Charytatywni Freta", obecnie przebywająca w Fastowie, w dominikańskim Domu św. Marcina de Porres.

Obecność wolontariuszy, szczególnie z zagranicy, jest dla Ukraińców znakiem nadziei i wyrazem solidarności, że nie pozostali sami ze swoim cierpieniem i walką o wolność – zaznacza KAI w swojej korespondencji.

Czytaj też:
Wojna na Ukrainie. ONZ podała liczbę ofiar wśród cywilów

Źródło: X / KAI/"Dziennik Wschodni"
Czytaj także