KRZYSZTOF MASŁOŃ, TOMASZ ZBIGNIEW ZAPERT: Akcja powieści sensacyjnej „Ryk kamiennego lwa” ogniskuje się w pana mieście rodzinnym, we Lwowie. Często pan do niego powraca: i w filmie, i w literaturze.
JANUSZ MAJEWSKI: Lwów wojenny znam mniej, niż mogłoby się wydawać. W odtwarzaniu jego realiów zawsze korzystam z pomocy fachowców – takich, jakimi byli przed laty Witold Szolginia czy Jerzy Janicki. Sięgam też do zdarzeń autentycznych, np. powieściowy epizod o ukrywających się na cmentarzu Łyczakowskim Żydach ma pierwowzór w losach dr. Leszka Allerhanda. W „Ryku kamiennego lwa” opowiadam o Lwowie pod okupacją – niemiecką i sowiecką – na który patrzyłem oczami dziecka. Ten sprzed wojny postrzegam głównie przez pryzmat opowieści, bo w 1939 r. miałem rozpocząć naukę w drugiej klasie szkoły powszechnej. Z czasów II Rzeczypospolitej zapamiętałem Lwów jedynie ze wspólnego z rodzicami wychodzenia na zakupy, do cukierni czy kina… Okupacje niosły ze sobą tyle niebezpieczeństw, że rodzice nie pozwalali mi wychodzić z domu samemu. Niekiedy z siostrą łamaliśmy ten zakaz, odwiedzając pobliski park Stryjski. Zwiedzanie Lwowa na własną rękę nigdy nie było mi dane. Jestem dzieckiem wojny, która naznaczyła mnie na całe życie. Niewątpliwie wpłynęła także na moje gusta literackie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.