Przez ostatnie lata niemal całkowity monopol na wyklinanie pamięci uczestników zbrojnego oporu z lat 1944–1963 mieli postkomuniści. Nikt na tym polu nie był w stanie przebić europosłanki SLD Joanny Senyszyn. W 2014 r. ogłosiła ona, że „PiS chce karać za mówienie prawdy, że po zakończeniu II wojny światowej żołnierze słusznie wyklęci mordowali swoich rodaków”.
Agresywny ton jednej z liderek Sojuszu ochoczo podchwytywali młodzi politycy lewicy. „Dzisiaj Dzień Żołnierzy Słusznie Wyklę- tych. Ludzi, którzy działali na szkodę państwa polskiego i jego obywateli. Popełniono wielki błąd, ustanawiając ten dzień” – pisał 1 marca 2014 r. Grzegorz Gruchalski, kandydat SLD w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Rok wcześniej młoda działaczka Sojuszu Justyna Klimasara o żołnierzach podziemia niepodległościowego pisała tak: „Zdrajcy i bandyci. Jakim prawem atakowali ludność cywilną, napadali na ludzi?! Chcieli niby walczyć z komunizmem. Kto dał im prawo atakowania ludzi, nawet wobec ich idei?! Jest to wstyd czcić takich ludzi. Tfu”.
Wówczas jeszcze – nie licząc obozu SLD – tak dalece idąca krytyka była rzadko- ścią. W 2012 r. Adam Michnik akcentował raczej tragizm powojennych losów, choć już sygnalizował, że nie zaakceptuje wyklętych w roli historycznych patronów nowej Polski. (...)
fot. WŁODZIMIERZ WASYLUK