Węgierski wiceminister obrony powiedział, że przed nami są dwa bardzo ważne wydarzenia. – Jedno z nich, to trzydziesta rocznica upadku komunizmu w Europie. I jeśli ktoś, to właśnie my – Polacy i Węgrzy – wiemy, co to dla nas oznaczało. Co dla nas znaczyła wolność, czym była wspólna walka o wolność, którą kilka dziesięcioleci wcześniej nam odebrano. I w tym mogliśmy liczyć tylko nawzajem na siebie, bo przecież Europa Zachodnia zostawiła nas samych sobie – mówił.
Németh Szilárd ocenił także, że Polacy i Węgrzy wraz z Grupą Wyszehradzką pokazali, iż chcą innej Europy. – I mamy swoich naśladowców. A stawką majowych wyborów parlamentarnych jest to, czy Europa stanie się krajem uchodźców i straci swoją chrześcijańską tożsamość, swoją kulturę narodową, czy też będziemy w stanie ją zachować i pozostaniemy nadal Europejczykami, czerpiąc z idei europejskiej wolności w kolejnych dziesięcioleciach – zaznaczył.
"Należy zbudować Europę wolnych, silnych i niezależnych narodów"
Co ciekawe, wiceszef Fideszu stwierdził także, że w Europie nie trzeba dokonywać zmian. – W Europie nie ma czego zmieniać. Wspólnota Europejska to wspaniała sprawa. Stoimy na stanowisku, że należy zbudować Europę wolnych, silnych i niezależnych narodów. A w Brukseli, gdzie nadszedł czas na odnowienie polityczne, na odnowienie parlamentu - Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej oraz czas na nową Radę Europy. Wybory narodowe zadecydują o składzie Rady Europy, ale teraz, w majowych wyborach, wybieramy skład Parlamentu Europejskiego, który wybierze Komisję Europejską, a więc bardzo istotną kwestią pozostaje, jakie podejmiemy w maju decyzje – dodał.
– Znaleźliśmy się w miejscu, w którym Europa Środkowo-Wschodnia się podzieli. Każdy by się spodziewał, że zgodnie z tradycją, narody środkowoeuropejskie, czyli Czesi, Słowacy, Rumuni, Węgrzy, Chorwaci staną przeciwko sobie. To niesamowite, ale właśnie te narody połączyły swoje siły. I teraz tworzy się oś Rzym – Warszawa, wzdłuż której można zorganizować współpracę między krajami (...) My nie chcemy tu ataków terrorystycznych, przestępstw związanych z przybywającymi uchodźcami, nie chcemy takich miejsc w miastach, do których strach się udać, jak to ma miejsce obecnie w Europie Zachodniej, nie chcemy „no go zone”. Dziękujemy, ale obejdziemy się bez tego. Bo obecnie u nas, w Europie Wschodniej, w Europie Środkowej, nie ma takich rzeczy. My jeszcze się uchowaliśmy, zachowaliśmy swoją europejskość. U nich pojawia się już kwestia uporządkowania tego problemu, bo przecież ci uchodźcy już tam żyją – ocenił