American dream Mieczysława Fogga

American dream Mieczysława Fogga

Dodano: 
Mieczysław Fogg
Mieczysław Fogg Źródło: Wikimedia Commons
Mariusz Cieślik II Wielki hollywoodzki film o naszej historii wciąż nie powstał. Ale może kiedyś powstanie? A jego bohaterem będzie największa gwiazda polskiej piosenki, która podbiła Amerykę, ratowała przyjaciół z getta i walczyła w dwóch wojnach. Główną wadą Mieczysława Fogga jest to, że w sumie nie miał wad.

Może film o Foggu powinien zaczynać się sceną w kościele św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie? To przecież prawdziwa historia z cyklu american dream, od pucybuta do milionera (choć wielkich pieniędzy Mieczysław akurat nigdy się nie dorobił). To w kościelnym chórze przyszła gwiazda piosenki uczy się śpiewania. Pewnego dnia głos Fogga słyszy znany artysta wodewilowy Ludwik Sempoliński. Radzi mu, żeby się kształcił, i daje adres swojego nauczyciela. Tyle że młodzieńca nie stać na drogie lekcje. Jednak kilka lat później Sempoliński zauważa Fogga na scenie najlepszego ówczesnego kabaretu Qui Pro Quo. W roli barytona w kwartecie rewelersów. Pomiędzy tymi dwoma zdarzeniami Fogg zakłada rodzinę; występuje na ślubach i pogrzebach, żeby zarobić na naukę śpiewu; dostaje angaż w operze w Poznaniu i, z powodów finansowych, rezygnuje z kariery „poważnego” śpiewaka. A początki w rozrywce nie są zachęcające. Rewelersi to formuła, która w tamtym czasie robi wielką karierę w muzyce na całym świecie. To rodzaj ówczesnych boysbandów – przystojni młodzi mężczyźni, elegancko ubrani, śpiewający piosenki zabawne i chwytające za serce – podbijających rynek. Fogg z kilkoma kolegami próbuje czegoś podobnego, ale początkowo ponosi klęskę. Jerzy Boczkowski z Qui Pro Quo, ówczesna wyrocznia polskiej rozrywki, komentuje prezentację kwartetu słowami „na pogrzeby może się nadaje, do kabaretu niekoniecznie”. Mieczysław jest załamany, ale się nie poddaje. Mimo młodego wieku jest już życiowo doświadczony: walczył w wojnie polsko-bolszewickiej, ciężko pracował przez lata na utrzymanie rodziny, łącząc obowiązki kasjera kolejowego ze śpiewaniem.

Najważniejsze, że Fogg poznaje Władysława „Dana” Daniłowskiego. Człowieka, który był akuszerem jego kariery. Przez rok przygotowują repertuar i z nowym składem udają się raz jeszcze do Qui Pro Quo. Proponują, że jeśli publiczności występ się nie spodoba, to będą występować za darmo. Ale przyjęcie jest entuzjastyczne. Polscy rewelersi śpiewają po hiszpańsku, pod szyldem Coro Argentino V. Dano. Są tak przekonujący, że argentyński konsul uznaje ich za rodaków i przychodzi za kulisy pogratulować występu. Po udanej mistyfikacji wokalny kwartet (i jego lider pianista) zaczyna występować jako Chór Dana. I pod tą właśnie nazwą, czasem w wersji Dana Choir, robi światową karierę. Ale najpierw jest spektakularny sukces w Polsce.

Cały artykuł dostępny jest w 51/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także