– Mam stwardnienie zanikowe boczne. Choroba atakuje mi kończyny, czy mowę, ale staram się funkcjonować – wyznał Waszczykowski w rozmowie z "Super Expressem".
Droga do trudnej diagnozy
Na początku nie było wiadomo, co dolega politykowi. Początkowo lekarze wskazywali na polineuropatię. Po dalszych badaniach okazało się jednak, że prawda jest inna. Były szef MSZ usłyszał diagnozę: stwardnienie zanikowe boczne. Objawy schorzenia to m.in. zanik mięśni kończyn, problemy z mową i stopniowa utrata sprawności ruchowej.
"Mimo choroby, europoseł nie poddaje się. Lata do Brukseli, bierze udział w posiedzeniach europarlamentu, pracuje aktywnie w komisjach" – czytamy.
– Poruszam się na skuterze elektrycznym, mam stwardnienie zanikowe boczne. Choroba atakuje mi kończyny, mam też pewne problemy z możliwością wypowiadania się. Staram się jednak funkcjonować. Mam asystę medyczną, mam skuter, który pozwala mi się poruszać. Mówię, piszę, głowa jeszcze pracuje. To jest jednak nieuleczalna choroba, proszę pytać Pana Boga co dalej, ale lepiej niestety już nie będzie – mówi w rozmowie z "Super Expressem" Witold Waszczykowski.
Jednocześnie eurodeputowany PiS cały czas bacznie przygląda się bieżące polityce. Teraz analizuje zbliżającą się wizytę prezydenta USA Joe Bidena w Polsce. – Wszyscy spodziewają się, że będzie jakiś gest wobec Ukrainy. Byłoby fantastycznie, gdyby prezydent Biden przekroczył polską granicą i gdzieś pod Lwowem spotkał się z prezydentem Zełenskim. Nie wiem, czy ze względów bezpieczeństwa jest to realne, ale doproszenie ukraińskiego prezydenta byłoby też istotne. Może to być jednak mało realne, ale byłby to wspaniały gest – mówi były szef MSZ.
Czytaj też:
Dziennikarka "GW" kontra Brudziński. Poszło o ubiór polityka