Polska kupi Abramsy. Rosjanie się nie boją?
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Polska kupi Abramsy. Rosjanie się nie boją?

Dodano: 
Moskwa, zdjęcie ilustracyjne
Moskwa, zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP/EPA / SERGEI ILNITSKY
W połowie lipca prezes PiS Jarosław Kaczyński wraz z ministrem obrony narodowej Mariuszem Błaszczakiem niespodziewanie ogłosili zakup 250 sztuk amerykańskich czołgów najnowszej generacji Abrams SEPv3.

Czołgi już od 2022 r. mają wejść na wyposażenie 18. „żelaznej” Dywizji Zmechanizowanej, broniącej wschodniej Polski, a tym samym wschodniej flanki NATO. Broniącej głównie przed Federacją Rosyjską, której sama 1. Armia Pancerna Gwardii mająca operować na tamtym kierunku, liczy ponad 500 czołgów. Jak na tą informację zareagowały rosyjskie media?

Spokojnie, to tylko Abramsy

Decyzja o rozlokowaniu czołgów w Polsce nie była dla Rosjan wielkim zaskoczeniem. Od czasu polsko - amerykańskiego zbliżenia za czasów prezydentury Donalda Trumpa i decyzji o zwiększeniu amerykańskiego zaangażowania w naszym kraju, rosyjskie media rozpisywały się o Abramsach, które mają tu stacjonować w składzie kontyngentu US Army.

Podkreślano głównie ich nieprzystosowanie do warunków przyszłego pola walki, ze względu na słabą nośność mostów i jakość dróg, niepozwalające na wykorzystanie w pełni możliwości tych ciężkich pojazdów. Według rosyjskich publicystów, amerykańskie czołgi miały być słabsze nie tylko od rosyjskiego czołgu nowej generacji „Armata”, ale miały ustępować nawet zmodernizowanym T-72B3 radzieckiej jeszcze proweniencji.

Jako koronny argument na słabość tego wozu przywoływano doświadczenia z Iraku, gdzie w czasie walk z sunnickimi rebeliantami w 2014r. kilkadziesiąt Abramsów zostało poważnie uszkodzonych w wyniku ostrzału z ręcznych granatników rosyjskiej produkcji. Nie wspominano jednak, że irackie Abramsy były słabiej chronione przed pociskami przeciwpancernymi niż egzemplarze używane przez Amerykanów. Wiele do życzenia pozostawiało też wyszkolenie irackich czołgistów, a i charakter przeciwpartyzanckich działań sprzyjał uszkodzeniom słabiej chronionych tylnych i bocznych pancerzy pojazdów.

Ocean zacofania

Podobne informacje przeważały po pojawieniu się informacji o planowanym zakupie Abramsów przez Polskę. O ile w polskich mediach przebijały się głosy optujące zarówno za amerykańskimi czołgami, jak i przeciw nim, to w rosyjskich pojawiały się prawie wyłącznie te drugie. Przytaczano negatywne oceny polskich ekspertów, zwłaszcza co do przyszłych problemów logistycznych. Już dzisiaj obsługa dwóch typów posiadanych przez polskie wojsko wozów sprawia spore kłopoty. Wprowadzenie na wyposażenie trzeciego typu, ma wg portalu bigwar.ru przekształcić życie służb tyłowych w „piekło na ziemi”. Polscy logistycy dostali już ponoć rozkaz o przyswojeniu anglosaskiego systemu miar, co jest oczywistą nieprawdą. Nawet wzmianka, że Abramsy staną się „wyspami nowoczesności na oceanie zacofania” służyła podkreśleniu braków polskiej armii.

Na Smoleńsk

O wiele większy odzew wywołała tydzień później czy to celowa, czy też omyłkowa wypowiedź ministra Błaszczaka o tym, że Abramsy "będą stacjonować na równinie nazywanej Bramą Smoleńską".

Ekspert Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych Aleksandr Jermakow stwierdził po tym, że decyzja wpisuje się w kurs na pogłębianie współpracy z USA – po zakupie samolotów F-35 i zestawów Patriot. Według niego, Polskie władze mają nadzieje nie tylko stać się głównym węzłem w „sanitarnym kordonie” mającym powstrzymać Rosję, ale po Brexicie – również głównym sojusznikiem i wyrazicielem woli USA w Unii Europejskiej. Ekspert wskazał też na wady Abramsa, które sprawiają, że jest to przede wszystkim wybór polityczny. Z punktu widzenia logistyki - po wycofaniu czołgów radzieckiej jeszcze proweniencji - optymalnie byłoby oprzeć się na platformie Leoparda. Nie jest to jednak możliwe ze względu na chłodne stosunki polsko - niemieckie. Jermakow nie zauważa przy tym, że szybkie – w okresie kilku czy nawet kilkunastoletnim – pozyskanie większej liczby Leopardów z Niemiec nie jest możliwe, ale ze względu na brak możliwości produkcyjnych.

Komentując plany zakupu Abramsów w wywiadzie dla Narodnych Nowosti komandor rezerwy Wasilij Dandykin zaczął od wyśmiania projektu „niewidzialnego polskiego czołgu”, który „miał być niewidzialny również dla swoich”. Prawdopodobnie chodziło mu o pokazaną przez Bumar w 2013 r. makietę czołgu Concept Pl-01, stworzoną w technologii stealth. Podkreślił też, że minister Błaszczak dobrze wie, że na wyposażeniu sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej znajdują się o wiele lepsze czołgi i środki obrony ppanc.

Historyk wojskowości Jurij Knutow kolejny raz wskazał na słaby rzekomo pancerz Abramsa, przebijalny przez rosyjski granatnik RPG-7. Wymienił też rosyjskie uzbrojenie, które z łatwością poradzi sobie z amerykańskimi czołgami - samoloty Mi-28NM, Su-25 i nowoczesne kompleksy rakietowe.

Pułkownik w stanie spoczynku Wiktor Litowkin - ekspert wojskowy TASS podkreślił, że Abrams sam, bez wsparcia nic nie zdziała. Poza tym można go zniszczyć, jak się wyraził „zza krzaka”, przy pomocy granatnika. Zakup czołgów nie zwiększy więc bezpieczeństwa Polski. Abramsy, bez maszyn wsparcia, niszczących środki ppanc przeciwnika będą nieprzydatne. Dlatego celem Polski – której nikt nie chce napadać - nie jest wzmocnienie własnych sił zbrojnych. Według eksperta, celem ma być „podlizanie się” USA. Polska chce stać się najlepszym amerykańskim sojusznikiem w Europie - „świętszym od papieża”. Przypomniał też, że Polacy chcieli wydać 3 mld dolarów na budowę Fortu Trump, i umieścić tam amerykańską dywizję pancerną, ale „Trump na to nie poszedł”. Teraz Warszawa chce udobruchać Bidena i amerykański przemysł wojskowy, jednocześnie rozwalając własny.

Atak „lichych husarzy”

Nie brakuje też ostrzejszych tonów. Aleksandr Nosowicz, analityk Centrum Studiów „Russkaja Bałtika” w wywiadzie dla zaangażowanego w sianie rosyjskiej dezinformacji portalu RuBaltic podkreślał, że słowa ministra Błaszczaka padły w momencie, kiedy Ameryki za tymi czołgami nie ma i może to być spotkanie z rosyjską armią „jeden na jednego”. Nikt z NATO nie wystąpi razem z Polską, tak jak było to w roku 1939 r.

Przyczyna zakupu Abramsów ma leżeć w „polskim kodzie kulturowym”, którego częścią jest rozpamiętywanie porażek i angażowanie się w kolejne beznadziejne sprawy właśnie w tym celu. Autor posuwa się nawet do fantastycznych twierdzeń, że Polska może zaatakować, kiedy sytuacja w naszym regionie rozejdzie się z celami jej polityki wschodniej. Np. jeśli Ukraina ostatecznie wybierze Rosję, albo kiedy ta dogada się z Białorusią i powstanie ich skonfederowane państwo. Według Nosowicza właśnie wtedy polskie władze „z rozpaczy i bezsilności poprowadzą atak lichych polskich husarzy” przez „Wrota Brzeskie”, przeciw rosyjskiej broni hipersonicznej.

Jak zwykle też, jeżeli chodzi o stosunki polsko – rosyjskie, zdarzają się wypowiedzi w charakterystycznym napastliwo – szyderczym stylu. Kontrowersyjny publicysta Jewgienij Satanowski, który w przeszłości pochwalał Katyń i Stalina stwierdził, że nie będzie nowej bitwy pod Prochorowką. Są bardziej skuteczne i tańsze sposoby zasilenia narodowych hut niż użycie rosyjskich czołgów Armata. Ani rosyjskie drogi, ani tym bardziej mosty nie są przystosowane do tak ciężkich czołgów, silniki Abramsów są kapryśne, a do tego jeszcze Polacy muszą się nauczyć ich obsługi. Wg niego owe czołgi to bardziej minus niż plus dla polskiej armii. Michał Szejkman z Radia Sputnik powiązał zakup Abramsów z wynikami polskich ćwiczeń „Zima-21”. Wg rosyjskiego dziennikarza, posiadając Abramsy, Polska będzie się bronić 5, zamiast jak dotychczas 4 dni.

Abramsy jednak groźne

Wygląda na to, że rosyjscy eksperci wojskowi byli przygotowani na dyslokację ciężkich czołgów w Polsce. Co prawda, raczej na wyposażeniu US Army i o wiele dalej od białoruskiej granicy. Fakt, że Abramsy wejdą na wyposażenie polskiej armii, był dla nich raczej zaskoczeniem. Może również dziwić praktyczny brak reakcji Kremla, który zwykle na podobne zapowiedzi odpowiada bardzo zdecydowanie. Być może sprawa rozmieszczenia czołgów była uprzednio przedmiotem jakiś zakulisowych amerykańsko – rosyjskich negocjacji. Jak zwykle również jest to okazja do snucia fantastycznych wizji polsko - NATOwskiego ataku na pokojowo nastawiona Rosje.

Sądząc z relacji w rosyjskich mediach, które chcą przede wszystkim zdyskredytować zaliczające się do najlepszych czołgów na świecie Abramsy, zostały one uznane za poważne wzmocnienie siły NATO tuż nad granicą związkowego państwa. I taka też zapewne będzie ich rola. Rosja nadal zwiększa militarne zaangażowanie przy swojej zachodniej granicy Polska dywizja wyposażona w Abramsy, pełnić więc będzie funkcję pancernej pięści na wschodniej flance NATO, wspierając równowagę sił między Sojuszem, a jego wschodnim sąsiadem. Na razie zaczyna odgrywać ważną rolę w toczonej między Rosją a NATO wojnie propagandowej.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także