Wyniki są dobre, poza tym nie poważą się, bo naród już zeźlony. Według mnie i tak trzymaliśmy się mocno, to znaczy, władza już straszyła, że w sierpniu, potem przesuwała. Teraz nie straszy słowami, ale wynikami. Ruszyło z zakażeniem i jest alarmistycznie. To znaczy relatywistycznie alarmistycznie. Bo popatrzmy jak to było na dzień 18 września, gdy spłynęły dane. 797 zakażonych dziennie, najgorszy wynik od maja (a co to za „straszny” miesiąc był?). 522 wyzdrowiało, czyli czytaj – głównie wyszło z kwarantanny zamkniętych w domach na podstawie pozytywnego wyniku testu. Bóg wie czy chorych. Bo pojawił się statystyczny dziwoląg w raportach Ministerstwa Zdrowia: otóż wyszło, że mieliśmy w tym dniu 923 testy pozytywne, ale tylko 797 zakażonych, a więc mamy kategorię pozytywnych testów, większą od kategorii zakażonych. A więc nie wszyscy pozytywnie przetestowani to zakażeni, o czym wspominano od dawna, ale jakoś dopiero teraz (jak?) zaczęto zauważać tę fundamentalną różnicę.
Mamy też 14 zgonów, w tym jeden pewny z powodu kowida. Reszta to choroby współistniejące. A więc kołomyja się rozpoczęła. Wzrost pozytywnych testów traktowanych jako zakażenia (choć już sami się przyznają, że to nie to samo) oraz przyrost zgonów o jeden, pokazywany jako 14. I tak się możemy bawić. Ale posprawdzajmy ten pandemiczny wzrost. Proszszsz… Mamy więc 797 pozytywnych wyników, ale na 42.954 przeprowadzonych testów. Wychodzi 1,8% wykrytych przypadków w całości testowanych. A nie testuje się byle kogo. Goście testowani – odejmując tych co muszą się poddać sanitaryzmowi np. przed wyjazdem – to są osoby objawowe lub/i skierowane przez lekarza. A więc bardziej prawdopodobne dla wyniku pozytywnego. W ludzie zaś całościowym, a tak się liczy zakaźność wirusa, zdrowym i bezobjawowym, wirusa jest więc o wiele mniej niż 1%. I po co te kołomyje o pandemii? Bo wzrosło z 5 do 10 przypadków, czyli (o boże procencików) o 100%? Na jednego kowidowca przypada w szpitalach ponad sześć łóżek. Tak, wiem – czekają na hekatombę kolejnych fal.
Czekaliśmy długo i moim zdaniem już puściło. Będzie. Ale jak? No, na pewno z podziałem na regionalne lockdowny, tym razem bez danych epidemiologicznych, tylko wedle klucza zaszczepień. Dziwne to może być, bo – tak jak np. w Izraelu – możemy mieć wysyp zakażeń wśród zaszczepionych, zaś zamknie się nie te województwa-powiaty, choćby mieli zatkane szpitale, ale te, gdzie współczynnik zaszczepień jest niski. Za karę. Widać, że wszelkie sposoby na wyszczepienie towarzystwa są dobre. Mieliśmy prośby (również z kazalnic), groźby, uciążliwości w dostępie do usług i pracy, szantaż dziećmi w szkole, a właściwie na zdalnym, loterie i telefony z namawianiem. Teraz dojdzie szantaż lockdownowy. Zamykani przedsiębiorcy mają pilnować maseczkowania i wyszczepialności, bo jak się trafi jeden rozsiewający foliarz, to mu zamkną interes. Tak to ma wyglądać nowy wynalazek kowida – samoobsługowe dyscyplinowanie społeczne.
Na kogo zwalą? No przecież nie na strasznego wirusa, bo co to za winny? W dodatku oznaczałoby to, że są wobec niego bezradni. Narracja jest inna – mamy remedium na gnoja, ale ludzie się nie słuchają. To znaczy poradzilibyśmy sobie z pandemią w dwa dni (jak doktor Bodnar za pomocą amantadyny), ale głupie foliarze nie pozwalają. Ten tamat jest już gotowy od dawna, nieSzczepany to zidentyfikowani koronaterroryści, wieszatiele, niegramotne, jak dowodził guru Horban z Rady Medycznej. No bo chłopaki pobadali społeczeństwo na okoliczność kto to taki ten antyszczepionkowiec i wyszło, że to męt społeczny, bierne toto, niegramotne, nie czyta (a więc jak pisze kalumnie?), nie używa mediów (czyli wszystko jasne – nie wie o kowidzie, a sam nie zaobserwował trupów na ulicach). Najfajniejsza cecha to taka, że ponoć nie głosują te foliarze. Ale nie boicie się, że jak tak będziecie po nich jeździć, to zagłosują? Pierwszy raz? Ciekawe na kogo? Coś mi się zdaje, że jak oni tam w tej Radzie tak badają i tyle wiedzą o społeczeństwie co o kowidzie, to wszystko staje się już jasne. I popatrzcie – lud na okoliczność chęci do zaszczepieni badają, ale samej szczepionki to już nie. Ciekawe…
Jest jeszcze jedna narracja, uzupełniająca. Szczepienie w szkołach nie pykło. A to miał być clou programu. Nagły skok zaszczepień konkretnej grupy paru milionów ramion pod przymusem. A teraz będzie, że te zakażenia to przez dzieci, bo to przecież supernosiciele, co to same żyją, a babcię dobiją. Należy się spodziewać tego rodzaju tłumaczeń, że to znowu przez opornych rodziców, bo to już ćwiczyliśmy na wiosnę, kiedy się wahano na temat otwarcia szkół.
Nie wiem tylko jak to się złoży z innymi krajami. Dania ogłosiła, że nie będzie panikować i że będzie traktować kowida jak każdą chorobę zakaźną, bez znamion pandemii. 1 listopada ma dołączyć Holandia. Inne kraje idą w drugą stronę. Taka Wielka Brytania się gotuje do lockdownów, Niemcy zacieśniają system, choć – w przeciwieństwie do nas – jak jakiś dzieciak złapie w szkole kowida, to na kwarantannę nie idzie cała klasa (czasem szkoła), tylko kolega co siedział obok. A u nas są już próby, żeby z takich kwarantann mogły wrócić do szkoły tylko dzieci zaszczepione. A więc do tej pory w miarę spójne strategie państw – rozchodzą się. I są to polityczne decyzje administracyjne władz. Tak różne, jakby granice państw odgradzały różne mutacje i warianty wirusa. A przecież tak nie jest. Widać, że kwestia reakcji na wirusa jest przedmiotem kalkulacji władz, w niewielkim tylko stopniu uwzględniającej czynniki epidemiologiczne.
My zdaje się wchodzimy w lejek obostrzeń. Będziemy znowu gmerać przy szpitalnictwie, sami sobie produkować zbiorową utratę odporności i generować ponadnadmiarowe zgony z powodu nieleczenia innych chorób. I potem z tym będziemy walczyć i straszyć ludzi, że nie dajemy rady przez tych samolubnych niezaszczepionych – masowych morderców.
Będziemy jak socjalizm – bohatersko zmagać się z problemami, które sami generujemy.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”