Smarzowski obraża nie tylko naszą historię, tradycję, dumę narodową, wrażliwość estetyczną, lecz także inteligencję. A to dla człowieka mieniącego się artystą grzech śmiertelny.
Szkoda mi Wyspiańskiego, na którego arcydzielny dramat zawziął się Wojciech Smarzowski, drugi już swój film tytułując tak samo: „Wesele”. O ile tamten pierwszy – z 2004 r. – z trudnościami dało się jakoś strawić, o tyle najnowszy produkt tego reżysera – w żadnym wypadku. Bo jest to nieprawdopodobny gniot, który – wbrew zapowiedziom reżysera – ani nie wstrząśnie polskim widzem, ani go nie poruszy nawet, a jedynie zniesmaczy.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.