Chińszczyzna zalewa Polskę. A miliardy z VAT wyparowują

Chińszczyzna zalewa Polskę. A miliardy z VAT wyparowują

Dodano: 
Komputer, zdjęcie ilustracyjne
Komputer, zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / Archiwum Kalbar
Robert Wyrostkiewicz | Azjatyckie platformy zakupowe sprzedają w Polsce miliony towarów, omijając płacenie VAT-u. Z danych resortu finansów wynika, że jedna z platform zakupowych z Azji zapłaciła dwukrotnie mniej podatku niż wartość jej sprzedaży w naszym kraju.

Uszczelnić pobór danin od zagranicznych przesyłek miał tzw. pakiet e-commerce, ale do Polski nadal trafia fala paczek z nieopłaconym VAT-em. Zamiast planowanych miliarda dwustu milionów Krajowej Administracji Skarbowej udało się uzyskać "jedynie” 92 miliony złotych.

Problem jest bardzo poważny, bo od wielu przesyłek pocztowych i kurierskich, która trafiają do Polski z Azji nie jest odprowadzany należny podatek VAT. Skarb Państwa tracił i nadal traci na tym miliardy złotych. Najwyższa Izba Kontroli zbadała rynek przesyłek pocztowych i kurierskich, a ocena kontrolerów NIK była miażdżąca. Z ich dochodzenia wynikało, że pracownicy organów celno-skarbowych, którzy nadzorowali przywóz towarów w przesyłkach o niskich wartościach, kontrolowali wybrane przesyłki… ręcznie. Finał takiego działania był do przewidzenia. Przy potężnym i dynamicznym wzroście e-commerce wiadomo było, że nie da się skontrolować wszystkich paczek, ale nikt nie spodziewał się, że może być tak źle. Zaledwie "1% przesyłek pocztowych i 4% przesyłek kurierskich" zostało zweryfikowanych. Aby lepiej to zobrazować – "99% obrotu pocztowego i 96% obrotu kurierskiego zostało dopuszczone do obrotu bez weryfikacji” – grzmieli kontrolerzy NIK.

Ten niekorzystny dla polskich finansów obraz miał zmienić tzw. unijny pakiet e-commerce. Niestety nie wykorzystujemy w pełni jego możliwości.

Ile podatku VAT uzyskano od przesyłek spoza Unii?

Wprowadzenie pakietu e-commerce miało przed sobą dwa zadania. Po pierwsze, miało uszczelnić przepisy dotyczące VAT-u w handlu elektronicznym. Sprzedawcy spoza Unii Europejskiej często zaniżali wartość przesyłek poniżej 22 euro, by nie płacić VAT-u. Po drugie „pakiet” miał poprawić konkurencyjność przedsiębiorców z Unii Europejskiej wobec sprzedawców z rynków azjatyckich, którzy swoimi produktami „zalali” Stary Kontynent.

Pakiet e-commerce działa od 1 lipca 2021 roku. Komisja Europejska chwali się, że nowe środki „przyniosły dobre wyniki w pierwszych sześciu miesiącach funkcjonowania, przy czym państwa członkowskie już zgromadziły około 1,9 mld euro dochodów z VAT do końca 2021 r., co przekłada się na 3,8 mld euro rocznie”.

Poprawę ściągalności VAT miała wprowadzić tzw. procedura IOSS („Import One-Stop Shop”). Pozwala ona platformom e-commerce na pobór podatku przy zakupie i odprowadzenie go do jednego kraju w Unii Europejskiej. Następnie ma być przekazywany do właściwych dla kupującego krajów członkowskich. Według danych KE w procedurze IOSS zarejestrowało się ponad 8000 handlowców.

Ogólnie rzecz biorąc, w ciągu sześciu miesięcy od lipca 2021 r. unijne służby celne obsłużyły około 500 milionów pozycji objętych nowym uproszczonym zbiorem danych, z czego 94 proc. zostało dostarczonych przez zarejestrowanych przedsiębiorców IOSS.

Posłowie zapytali więc Ministerstwo Finansów, jak w Polsce idzie wdrożenie tych rozwiązań, dzięki którym państwa unijne zarobiły miliardy. Chcieli ustalić m.in. jaka jest wartość podatku VAT uzyskanego przez Polskę między 1 lipca 2021 r. a 31 marca 2022 r. od przesyłek nadanych poza Unią Europejską i dowiedzieć się, jaka jest liczba przesyłek, od których pobrano podatek VAT.

Ministerstwo Finansów odpisało, że „nie posiada danych, których dotyczy przesłane zapytanie”. Odpisało jedynie, że w ramach nowej procedury IOSS pobrało około 92 mln zł za II półrocze 2021 i około 75 mln zł za I kwartał 2022. Przy czym resort finansów nie wie, jaka liczba przesyłek odpowiada za podatek VAT pobrany w ramach tej procedury. Nie wie też, ile giganci e-commerce zapłacili w Polsce podatku VAT.

Azjaci tanecznym krokiem omijają VAT

Azjatyckie platformy zakupowe szturmem zdobywają polski rynek. Według badań korzysta z nich kilkanaście milionów Polaków. Ich strategia jest agresywna. Kuszą bardzo tanimi produktami, choć niestety wątpliwej jakości. Przekonują, że na ich stronach nie można kupić podróbek, ale proponują najnowsze modele telefonów w cenach nawet dziesięciokrotnie niższych.

Agresywni są też w marketingu. Przerabiają popularne piosenek tak, by te wbijały się w głowę, a później nawiązują współpracę ze znanymi nad Wisłą celebrytami. Jedna z platform zakupowych z Azji chwali się, że w Polsce na jej platformie działa ponad 50 tysięcy polskich firm, które mają ponad 15 milionów aktywnych ofert. Kusi wysokimi dochodami, podając na polskiej wersji platformy jeden ze sprzedawców zarobił już ponad dwa miliony złotych.

Tyle, że wielu informacji firmy z Azji nie chcą ujawnić. Na przykład tych o liczbie kupujących, czy o tym, jaka jest konkretna wartość towarów sprzedanych w ich serwisach. Nie wiemy też, jakiej wartości są ich inwestycje w Polsce. Znając praktykę ich działania – nigdy się tego nie dowiemy.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Czytaj także