DoRzeczy.pl: Po tym jak Chorwacja przystąpiła do strefy euro, w Polsce ponownie rozgorzała dyskusja na temat przyjęcia wspólnej waluty. Czy nasz kraj powinien podążyć drogą Chorwacji?
Dr Krzysztof Tenerowicz: Zacznijmy od tego, że Chorwacja, a nawet inne państwa naszego regionu jak Litwa czy Słowacja, nie są dobrym punktem odniesienia dla naszego kraju. W moim odczuciu w dyskusji o przyjęciu bądź nie, wspólnej europejskiej waluty, powinniśmy od początku do końca skupiać się wyłącznie na naszej sytuacji i konsekwencjach takich działań dla nas i naszej gospodarki. Oczywiście, że ścieżki dojścia do euro innych krajów pokazują blaski i cienie tego procesu, ale te same rozwiązania w odniesieniu do różnych państw mogą oznaczać diametralnie coś innego.
Nie jest żadną tajemnicą, że wspólna europejska waluta służy głównie krajom najsilniejszym, takim jak Niemcy czy Francja, czyli tym, które będą decydować o wspólnej polityce monetarnej strefy euro. Bardzo boleśnie przekonały się o tym niedawno nawet Włochy, a więc kraj o znacznie mocniejszej pozycji ekonomicznej i politycznej w UE od Polski. Ostatnio mówił o tym m.in. prof. Eryk Łon, który przypomniał o rzeczy, o której mówi się od pewnego czasu w kręgach finansowych, a mianowicie, że podczas kryzysu związanego z pandemią, Włosi chcieli wykorzystać swoje rezerwy walutowe dla stworzenia osłon socjalnych swojej gospodarki. Słowem chcieli zrobić to, co robił nasz rząd. Tyle, że ich pomysł został zablokowany przez Europejski Bank Centralny, który uświadomił im szybko i nad wyraz stanowczo, że nie są to rezerwy włoskie, a europejskie. Inna sprawa, że trzeba pamiętać, a to kwestia fundamentalna, że w dyskusji o przyjęciu euro, popełniany jest często grzech pierworodny w postaci tego, że prowadzi się ją w taki sposób, jak gdyby euro miało wejść w ciągu roku czy dwóch. Tymczasem jest to proces długoterminowy i wymagający szeregu działań ekonomicznych, których aktualnie nie wdrażamy.
Tylko czy to powinna być dyskusja wyłącznie ekonomiczna?
Oczywiście, że nie. Zacznijmy od wymiaru społecznego. Polscy politycy lubią powoływać się na badania opinii społecznej. W tym zakresie wola społeczeństwa jest jednoznaczna. Większość Polaków nie chce aktualnie likwidacji złotego i przyjęcia euro. Poza często poruszanym wątkiem suwerenności, czy wspomnianej wcześniej możliwości prowadzenia własnej polityki monetarnej, warto brać pod uwagę także w tej sprawie watki czysto społeczne. Jest to m.in. zagrożenie potencjalnym wzrostem cen wynikającym z zaokrąglenia cen w górę, czy też potrzeba wcześniejszej kampanii informacyjno-edukacyjnej ze szczególnym uwzględnieniem np. osób starszych. Tego typu działania to bowiem niemal zawsze zagrożenia wynikające z faktu, że ktoś pragnie je wykorzystywać dla własnych, nie zawsze uczciwych zamiarów. Przyjęcie euro to również koszty bezpośrednio związane z wprowadzaniem waluty, czyli wytworzenia nowych monet i banknotów. To także szereg zmian natury informatycznej, systemowej itp. W końcu dochodzi wymiar polityczny, w ramach którego należy się zastanowić, czy i na ile przyjęcie wspólnej waluty będzie dla nas korzystne.
Minister finansów Magdalena Rzeczkowska wskazała np., że własna waluta to m.in. możliwość elastycznego reagowania w sytuacjach kryzysowych.
Ma rację. Dzięki własnej walucie mamy możliwość interwencji na rynku, w sytuacjach, gdy dochodzi np. do zaniżania lub zawyżania kursu w wyniku działań spekulacyjnych. Kolejny argument to możliwość autonomicznego kształtowania stóp procentowych, które mają ogromne przełożenie i wpływ na całą gospodarkę, w tym na oprocentowanie w bankach komercyjnych. W końcu to także to, o czym wspominałem powyżej, czyli swoboda działania w sytuacjach kryzysowych. Jak to działa w praktyce, to przekonaliśmy się nie tylko przy okazji rządowych tarcz antykryzysowych, ale również w kryzysie lat 2007-2009, gdzie własna waluta była jednym z powodów wzrostu gospodarczego w naszych kraju, w sytuacji gdy dookoła nas panował głęboki kryzys i spadki PKB.
Nie można też zapomnieć, że Unia Europejska jest niezwykle zróżnicowana i rozwarstwiona. To, co służy np. Niemcom, wcale nie musi być dobre dla Włochów, czy Litwinów
Zdecydowanie tak. Wspólna waluta leży głównie w interesie Niemiec i Francji. Uważam, że zarówno nasza aktualna sytuacja polityczna, jak i kontekst polityczno-społeczny dowodzą, że być może właśnie teraz potrzebujemy złotego bardziej, niż przez ostatnie trzy dekady. Utopijne hasła w rodzaju tych, że kapitał nie ma narodowości odchodzą na szczęście do lamusa. Poważni ludzie, o trzeźwo myślących ekonomistach nie wspominając, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dzisiaj rywalizacja ekonomiczna jest czymś pośrednim pomiędzy pokojem a wojną, czyli otwarty konfliktem. W moim przekonaniu będzie się ona tylko nasilała. Wiele dowodów na słuszność tej tezy możemy zaobserwować głównie w relacjach amerykańsko-chińskich. Zaczynają one wpływać także na sytuację w Europie, a nawet w naszym regionie. W obliczu tak złożonych wyzwań warto posiadać własna walutę, także jako atrybut suwerenności i sprawczości w relacjach międzynarodowych.
Wiele mówi się też o likwidacji obrotu gotówkowego. Szymon Hołownia powiedział w jednym z wywiadów, że opowiada się za jak najszybszą likwidacją gotówki i przejście na pieniądz cyfrowy. Choć lider Polski 2050 sprecyzował później swoją wypowiedź, to pytania pozostały. Co Pan sądzi o takim kierunku?
Dotknął Pan tematu jeszcze bardziej kontrowersyjnego niż przyjęcie euro. Pozbawienie nas możliwości korzystania z gotówki, zwłaszcza w dobie możliwych, a wręcz oczywistych cyberataków to igranie ogniem. Wystarczy hybrydowy atak na nasz bank lub szerzej system bankowy, albo nawet prozaiczne pozbawienie prądu, by odciąć nas od możliwości zrobienia zakupów czy załatwienia podstawowych spraw. Nie mówię tu nawet o, zresztą bardzo prawdopodobnych, intencjonalnych atakach w cyberprzestrzeni, ale nawet zwykłej burzy. Kolejny kłopot to problem z pewną, wcale nie tak małą grupą obywateli wykluczonych cyfrowo. Czy oni są gorszą grupą Polaków? W tym miejscu mówimy zresztą także o setkach tysięcy starszych osób, które nie chcą, bądź nie mogą dostosowywać się do takiej rzeczywistości. Kolejna rzecz, nad którą się zastanawiam to zasada dotycząca wypłaty gwarantowanych sum minimalnych przez banki w sytuacjach kryzysowych. Co z nimi? Jeśli ktoś uważa, że to teoretyczny problem, to niech poczyta o tym, jak w tym względzie wyglądała dekadę temu sytuacja na Cyprze. Kolejny argument przeciwko pomysłowi Szymona Hołowni to społeczny brak akceptacji dla takiego rozwiązania.
Tutaj zresztą dochodzimy do faktu, że w moim odczuciu pominąwszy aspekty czysto finansowe i gospodarcze dyskusja o likwidacji gotówki jest w de facto debatą o wolności obywatelskiej. Likwidacja gotówki to najprostszy sposób na pełną kontrolę społeczeństwa przez aparat państwa. Ma to oczywiście szereg zalet, ale ma też mnóstwo potencjalnych wad. Już dzisiaj mówi się o możliwości regulowania np. liczby lotów odbywanych przez każdego z nas, korzystania z określonych usług czy towarów. W sytuacji obrotu bezgotówkowego w ślad za taką decyzją niemal z godziny na godzinę będzie można nas pozbawić określonych możliwości. Dla mnie osobiście minusy takiej sytuacji zdecydowanie przewyższają ewentualne korzyści. Uważam, że zarówno narodowa waluta, jak i sama gotówka są wartościami, których powinniśmy bronić. Głównie z tego powodu, ze nam się opłacają.
Dr Krzysztof Tenerowicz – finansista i wykładowca akademicki oraz prezes Centrum im. Władysława Grabskiego.