Już od ponad dwóch tygodni w wielu hiszpańskich miejscowościach trwały protesty uliczne, kiedy 20 listopada dotychczasowy premier Pedro Sánchez ogłosił skład nowego rządu, mając nadzieję na uzyskanie poparcia 179 posłów w Kongresie Deputowanych liczącym 350 miejsc. W tym samym czasie prawie codziennie dochodziło do starć protestujących z policją przed siedzibą jego partii socjalistycznej PSOE w Madrycie, gdzie pojawiali się przedstawiciele konserwatywnej partii Vox, w tym m.in. jej lider Santiago Abascal.
W sobotę 18 listopada setki tysięcy Hiszpanów wzięły udział w manifestacji w stolicy zwołanej przez organizacje obywatelskie z poparciem Vox i centroprawicowej Partii Ludowej (PP). Według niektórych była to największa taka manifestacja od ćwierć wieku. Na ulicach powiewały flagi hiszpańskie i europejskie. Portugalski europoseł, socjaldemokrata Paulo Rangel, obiecywał manifestującemu tłumowi: „W Parlamencie Europejskim, w Brukseli, we wszystkich krajach Europy, będziemy was wspierać w stawianiu oporu i nie pozwolimy, aby Hiszpania, z powodu politycznego oportunizmu, przestała być światowym punktem odniesienia dla wolności, demokracji i współżycia”. Mówił o demokracji i rządach prawa będących w niebezpieczeństwie za
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.