Pewien makler z Londynu, zirytowany biernością rządu, przy wsparciu zorganizowanej ad hoc grupy ludzi dobrej woli uratował 669 żydowskich dzieci. Nie jest to pierwszy film sławiący Nicholasa Wintona. Dwadzieścia pięć lat temu Matěj Mináč, przypominając zasługi angielskiego wolontariusza, skupił się na dramacie zamożnej rodziny, dla której emigracja była dopustem bożym. W „Jednym życiu” w centrum uwagi jest biedota. Elegancja „Wszystkich moich bliskich” ustąpiła zaś miejsca emocjom. Wintona, rzadko oddalającego się od biurka, sportretowano jako człowieka czynu. W Pradze częstuje małoletnich uchodźców czekoladą. Nieufność miejscowych przełamuje zaś, informując, że obaj jego dziadkowie byli Żydami (choć sam ma się za socjalistę). Na starość przypomina filmowego Schindlera.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.