Jednak zaraz po uchwaleniu dokument został schowany w cedrowej skrzyneczce. Na „okres przejściowy”. Najpierw republika przy niezawodnej pomocy obywatelki gilotyny musiała uporać się z wrogami (np. wandejskimi chłopami), którzy nie pojęli na czas właściwego sensu słów „wolność, równość, braterstwo… albo śmierć”. A gdy tylko ta ostatnia sprawi, że nikt już nie będzie wątpił w korzyści pochodzące z „rządów cnoty”, otworzy się cedrową skrzyneczkę i wydobędzie się z niej ultrademokratyczną konstytucję i republika stanie się – jak mawiał Saint-Just, prawa ręka Robespierre’a – „żarliwą wspólnotą”. Brzmi znajomo? Jakby ktoś mówił, że „najpierw rozliczymy, później pojednamy”, czyli najpierw zniszczymy waszą wspólnotę polityczną, aby potem z uśmiechem rzucić się sobie w ramiona.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.