Coraz mniej Polski w Polsce, a ściśle: coraz mniej polskiego kapitału w polskiej gospodarce – wynika z godnych uwagi wyliczeń poczynionych przez wywiadownię gospodarczą Bisnode dla „Rzeczpospolitej”. Co prawda, większość z 2 tys. największych działających u nas firm jest jeszcze kontrolowana przez Polaków, ale udział naszego kapitału spada i wynosi już tylko 51 proc. A jeśli wziąć pod lupę 300 największych przedsiębiorstw, to we władaniu tegoż znajduje się już niecałe 38 proc. z nich. Na tym nie koniec złych wieści, bo według Tomasza Starzyka z Bisnode „udział polskiego kapitału jest tym mniejszy, im większa jest firma”.
U każdego dobrze życzącego Polsce Polaka, który nie jest do tego stopnia naiwny lub zaczadzony polityczną poprawnością, aby uważać, iż kapitał nie ma narodowości, w chwili, gdy czyta podobne analizy, narasta przekonanie, że idea repolonizacji polskiej gospodarki (nie tylko banków i mediów) wcale nie musi być pomysłem nie z tej ziemi. Bo też jest pomysłem jak najbardziej z tej ziemi.
Wszelako repolonizacja – tak, ale pod warunkiem, że nie będzie oznaczała nacjonalizacji, lecz przeciwnie – upowszechnianie własności prywatnej (z wyłączeniem strategicznych spółek infrastrukturalnych). Albowiem doświadczenie z państwowymi firmami – choćby kopalniami – uczy, że powinno ich być jak najmniej, bo zazwyczaj specjalizują się w produkowaniu strat, które potem muszą pokrywać podatnicy, czyli my wszyscy. Tylko, w takim razie, kto i jak miałby tej repolonizacji dokonywać? Na drobnych polskich inwestorów nie ma już raczej co liczyć. Po ordynarnym oszukaniu ich przez Platformę (która najpierw naciągnęła ich na inwestycje w akcje, m.in. JSW i Tauronu, a potem zmasakrowała giełdę, kradnąc pieniądze z OFE) i dobiciu w ten sposób raczkującego akcjonariatu obywatelskiego od podobnych ofert będą się oni trzymać z daleka.
A z kolei iluż to polskich poważnych przedsiębiorców ma wystarczająco dużo kapitału, by poważnie myśleć o kupowaniu firm, zwłaszcza dużych, od tych ich zagranicznych właścicieli, którzy z jakichś powodów chcieliby sprzedać swe interesy w Polsce? Wciąż niewielu i dużo za mało.
Zatem? Cóż, można liczyć tylko na to, że do rządzących dotrze wreszcie, oby wcześniej niż później, iż nigdy przenigdy nie będzie silnej polskiej gospodarki bez dostatecznej ilości polskiego kapitału. Prywatnego – nie państwowego. A nie będzie go odpowiednio szybko przybywać bez niskich podatków. Na tyle niskich, by pozwoliły one przedsiębiorcom na prędkie zakumulowanie go.
Dopiero gdy ten dość oczywisty postulat zostanie zrealizowany, zapowiedzi repolonizacji gospodarki przestaną być czczymi przechwałkami. A na razie politycy robią, co się da, by udział polskiego kapitału w działających w Polsce firmach spadał. Czyli: by Polski w Polsce było coraz mniej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.