Reformacja rozbiła cywilizacyjną jedność Europy. Jej gwarantami, zwornikiem – niezależnie od schizm, jakie występowały w średniowieczu – były Rzym i papiestwo, a także – zróżnicowana, ale jednak zależna od rzymskiej – liturgia łacińska. Reformacja zerwała wszystkie te więzy i sprawiła, że znacząca część Europy zaczęła rozwijać się poza tą wspólnotą, a często w znaczącej kontrze do niej. Papież nie tylko przestał być dla ogromnej rzeszy protestantów widzialną głową Kościoła, lecz także uznano go za antychrysta, wroga publicznego numer jeden.
(...)
Podział Kościoła i zasada „Cuius regio, eius religio” były przyczyną także trwających wiele dziesięcioleci wojen religijnych, których by nie było, gdyby pewnego pięknego dnia książęta niemieccy nie zdecydowali się – dla dość trywialnych politycznych celów – wspierać pewnego augustiańskiego mnicha (dość szybko ożenionego z pewną zakonnicą). Warto też zwrócić uwagę, że u podstaw kształtowania się nowoczesnego nacjonalizmu (które ksiądz prymas był łaskaw nazwać herezją) leży także pomysł podporządkowania Kościoła władcom i stworzenia narodowych Kościołów. Bez tych zjawisk współczesny nacjonalizm (w jego najbardziej radykalnych formach) prawdopodobnie nigdy by nie powstał.
(...)
Nie sposób nie wspomnieć o religijnych problemach związanych z reformacją. Można oczywiście zrozumieć, że dla protestantów reformacja pozostaje czasem, w którym ukształtowała się ich tradycja eklezjalna i w którym dokonała się prawdziwa reforma Kościoła. Tyle że ten obraz jest nie do zaakceptowania z katolickiego punktu widzenia. Z tej, rzymskiej, perspektywy reformacja jest czasem gigantycznego rozłamu, podzielenia żywego organizmu Kościoła, odejścia od niego całych wspólnot kościelnych i milionów wiernych, a także kasaty zakonów (i co się z tym wiązało – masy szkół oraz szpitali) oraz rozpowszechnienia się herezji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.