Badacze opublikowali statystyki eutanazji w Holandii. Widać przyczyny

Badacze opublikowali statystyki eutanazji w Holandii. Widać przyczyny

Dodano: 
Aparatura. Zdjęcie ilustracyjne
Aparatura. Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Adobe Stock
DOMINIKA KRUPIŃSKA | Stef Groenewoud i Theo Boer, naukowcy z Radboudumc (Centrum Medycznego Uniwersytetu Redboud) w Nijmegen oraz Protestanckiego Uniwersytetu Teologicznego w Groningen poinformowali o szczegółowych badaniach statystycznych, dotyczących przypadków eutanazji dokonanych w Holandii w latach 2013–2017. Były to pierwsze takie badania, a wyniki okazały się zdumiewające. Ogłosili je w czasopiśmie "BMJ Supportive and Palliative Care”, a ich skrót zamieściły największe holenderskie media.

Groenewoud i Boer (etycy specjalizujący się w kwestiach opieki zdrowotnej) użyli danych dotyczących eutanazji przeprowadzanych przez lekarzy domowych. Było to 85% wszystkich eutanazji w kraju (pozostałe przeprowadzili lekarze specjaliści). Uwzględniono dane z 326 spośród 388 gmin (w pozostałych eutanazji nie dokonywano, umierało mniej niż sto osób rocznie lub brakowało danych statystycznych). I wtedy okazało się… że w trzech gminach o najwyższym wyniku eutanazja odbywała się 25 razy częściej niż w trzech gminach o wyniku najniższym!

Niestety nie dowiemy się, co to za gminy, ponieważ naukowcy odmówili ujawnienia ich nazw. Niektóre z nich są tak małe, że praktykuje tam tylko trzech lekarzy domowych i w razie ujawnienia nazw gmin można by ich łatwo zidentyfikować. Groenewoud i Boer zastosowali zatem inny zabieg: policzyli dane dla nieco większych obszarów, mających te same dwie pierwsze cyfry kodu pocztowego. Wyszła z tego lista 90 obszarów. Wtedy okazało się, że najwięcej ludzi umiera w wyniku eutanazji w Almere i okolicach (7,37 proc. wszystkich zgonów), a najmniej w Ameland, Schiermonnikoog i Dokkum (tylko 2,15 proc. zgonów). Różnica jest więc prawie 3,5-krotna.

Niemal wszystkie pozostałe obszary z pierwszej dziesiątki obszarów o najwyższym odsetku śmierci spowodowanych eutanazją leżały w prowincji Północna Holandia, w okolicach Amsterdamu i na północ od niego. Natomiast ostatnią dziesiątkę, czyli obszary o najniższym odsetku śmierci spowodowanych eutanazją, reprezentowały głównie tereny z pasa biegnącego z południowego zachodu na północny wschód Holandii oraz sam północny wschód państwa.

Sądzę, że Czytelnicy znający realia holenderskie już zaczęli się domyślać, gdzie można szukać wyjaśnienia tych różnic. Wpadli na to również sami autorzy badań, i zaczęli badać dane dotyczące poszczególnych gmin pod kątem rozmaitych zmiennych, m.in. wieku, poziomu dochodów, religijności, preferencji politycznych, zdrowia (we własnej ocenie) oraz dostępności pomocy wolontariuszy (w sumie badacze rozważali bardzo różne zmienne, m.in. siłę więzi społecznych, imigrację, depresje itp., ale wyróżnili tych sześć jako decydujące). Natychmiast okazało się, że tereny, na których ludzie chętniej uczęszczają do kościoła (wspomniany wyżej pas przebiegający z południowego zachodu na północny wschód kraju to oczywiście słynny holenderski Bible Belt, Bijbelgordel, w którym mieszkają tradycyjne społeczności protestanckie), mają wyraźnie niższy odsetek eutanazji (są to również tereny, gdzie zachowały się silniejsze więzi społeczne). Wyższy zaś jest tam, gdzie więcej jest ludzi w wieku 45–64 lat, mieszkańcy są bogatsi, więcej osób uznaje swoje zdrowie za dobre, więcej ludzi głosuje na postępowe partie polityczne (jak się zdaje, autorzy mają na myśli D66, Groen Links i PvdA) oraz gorszy jest dostęp do pomocy wolontariuszy.

Ale Groenewouda i Boera interesowało przede wszystkim pytanie, czy wyższy lub niższy odsetek eutanazji może się pojawić nawet wówczas, gdy na decyzje pacjentów nie będą wpływały żadne zmienne socjologiczne w rodzaju wymienionych powyżej. Innymi słowy, chodziło im o to, czy w samym systemie opieki zdrowotnej nie ma jakichś czynników mogących przyczyniać się do tego, że w jednych gminach ludzie będą częściej poddawali się eutanazji niż w innych. Oczyścili więc dane z wpływu tych zmiennych (statystycy potrafią robić takie rzeczy) i wtedy wybuchła bomba nr 2: między gminami z najwyższym i najniższym odsetkiem eutanazji nadal istniała co prawda już nie 25-krotna, ale siedmiokrotna różnica, której badacze nie zdołali wyjaśnić religijnością itp. zmiennymi. Państwowy holenderski nadawca radiowo-telewizyjny NOS w swoim materiale autorstwa Jeroena van Eijndhovena opisał ten problem w następujących, lapidarnych słowach:

"Wokół eutanazji mogły się zrodzić 'zwyczaje regionalne'" — mówi Boer. "Podobnie jak ludzie, powiedzmy, piją Berenburga we Fryzji i jedzą bolussen [rodzaj drożdżowych bułeczek — przyp. mój] w Zelandii, może być też tak, że w niektórych częściach Holandii ludzie częściej stosują eutanazję".
Główna hipoteza naukowców głosi, że lekarze domowi w różnych regionach inaczej traktują eutanazję. Boer: "Jednym z wyjaśnień może być to, że lekarze w niektórych obszarach kodów pocztowych częściej proponują eutanazję. Wtedy prawdopodobnie pacjent będzie częściej mówił „tak”, niż gdyby lekarz jej nie zaproponował".
"Gdyby to stwierdzenie było poprawne, byłoby to niepokojące" — uważa Boer. "Filarem, na którym opiera się polityka w zakresie eutanazji, jest prośba pacjenta. Jest to święte. Eutanazja nie jest normalną procedurą medyczną, więc lekarze muszą zachowywać wobec niej ostrożność i rezerwę".

Po otrzymaniu tych wyników autorzy badań uznali, że zagadnienie to należy zgłębić staranniej, także na nowszych danych z lat 2018–2019, oraz że trzeba się tym zająć we współpracy z lekarzami domowymi. Zaapelowali więc o zaangażowanie się do oficjalnej holenderskiej organizacji grupującej lekarzy, KNMG. Medycy jednak od razu odpowiedzieli, że dalsze badania ich zdaniem nie są konieczne, gdyż praktyka eutanazji w Holandii jest bardzo ostrożna i przejrzysta. „Wynikająca z badania sugestia, że te różnice można wytłumaczyć faktem, iż lekarze w niektórych regionach częściej proponują eutanazję, naprawdę nie oddaje sprawiedliwości ostrożnemu sposobowi, w jaki lekarze postępują w tej sprawie” — cytuje ich pismo czasopismo "Trouw" w tekście pióra Martena van de Wier, podkreślając: "Stef Groenewoud […] porównuje to z rozbieżnościami w zakresie procedur medycznych, takich jak wymiana stawu kolanowego. «Zróżnicowanie regionalne może być pożądane, jeśli wiąże się z tym, czego pragnie lub potrzebuje pacjent. Lecz może być także niepożądane, jeśli ma związek ze stopniem, w jakim lekarze są skłonni coś zrobić». W świecie opieki zdrowotnej nazywa się to «popytem wywołanym podażą»". "Trouw" dodaje ponadto: "Według Boera stanowi to problem wówczas, jeśli rozbieżność jest częściowo wywołana faktem, że pacjenci w niektórych gminach mają mniejszy dostęp do możliwości alternatywnych w stosunku do eutanazji, takich jak dobra opieka przy łożu śmierci i skuteczne zwalczanie bólu".

Najwyższe wskaźniki eutanazji występują bezsprzecznie w diecezji haarlemsko-amsterdamskiej, więc wyniki badań Groenewouda i Boera skomentował na swoim blogu tamtejszy biskup Jan Hendriks: "Społeczeństwo, w którym ludzie są panami i władcami ludzkiego życia, traci swoje człowieczeństwo. I — nie bez związku — straciło wiarę w Boga, który jest Stwórcą i do którego jedynie należy dawanie i kończenie życia. I straciło wiarę w Syna Bożego, który mówi nam, że nie powinniśmy odrzucać i lekceważyć krzyża, który napotykamy, lecz że naszym powołaniem jest go przyjąć i nieść". Hendriks uważa, że "jeszcze smutniejsze" jest, iż "osoby o wysokich dochodach chętniej poddają się eutanazji, a także ludzie, którzy mają się dobrze («lepsze postrzeganie zdrowia»), są bardziej skłonni do eutanazji, jeśli coś pójdzie nie tak. Bogactwo i dobrobyt, Jezus powiedział już coś o tym w Ewangelii, dobrobyt i bogactwo utrudniają akceptację przeciwności, niesienie krzyża". "Eutanazja wydaje się zatem szczególnie pasować do świeckiego, indywidualistycznego społeczeństwa. Wydają się to potwierdzać zachowania wyborcze ludzi na obszarach, w których eutanazja jest bardziej rozpowszechniona". Jednak najważniejszym elementem podkreślonym przez ordynariusza haarlemsko-amsterdamskiego jest konieczność zadbania o jak najlepszą opiekę nad osobami chorymi i umierającymi:

Ostatnią rzeczą mogącą odegrać ważną rolę jest stopień, w jakim lekarze odpowiadają na możliwości opieki paliatywnej. Łagodzenie bólu, dobre poradnictwo dla osób ciężko chorych, otoczenie i opieka szanujące ludzką godność pacjenta otwierają przed ludźmi szersze możliwości umierania z godnością, to znaczy bez podnoszenia na siebie ręki.
To ostatnie jest bardzo ważne: ludzie, którzy cierpią lub umierają, muszą doznawać wsparcia i bliskości swego otoczenia. Nie jest ich «zbyt wielu», ponieważ właśnie dzięki ich cierpieniu otrzymujemy obraz bycia człowiekiem; nie jest to przedstawiany nam „doskonały obraz”, lecz należą do niego cierpienie, śmierć, kruchość. I w większości przypadków częścią ludzkiej egzystencji jest wiele innych form braku i niedostatku: bieda, terroryzm, wojna... Społeczeństwo jest o tyle ludzkie, o ile nie zamyka na to oczu, ale stara się być blisko cierpiących ludzi.

Na końcu chciałabym jeszcze powrócić do obszarów o najwyższym (Almere i okolice) oraz najniższym (Schiermonnikoog i okolice) odsetku eutanazji. Kiedy wyniki raportu zostały podane na Twitterze, pewien Holender od razu skomentował: Ergo: esthetiek redt levens ("Ergo: estetyka ratuje życie"). Schiermonnikoog to prześliczna wysepka z kilkoma wioseczkami zamieszkałymi przez lokalną społeczność i rezerwatem przyrody. Almere – odwrotnie. Stolica nowo powstałej prowincji Flevoland, betonowa pustynia na ponad dwieście tysięcy ludzi wybudowana w krótkim czasie według kilku powtarzalnych projektów na osuszonym dnie zatoki Zuijderzee, uchodzi za najbrzydsze miasto Holandii. Wszyscy mieszkańcy są przybyszami, bo miasto zaczęto wytyczać na początku lat 70. Słabe są więzi społeczne, występuje wysoki poziom przestępczości, samobójstw, obcej kulturowo imigracji itd.

Dla specjalistów te wyniki będą oczywiste. Pisząc doktorat, w którym zajmowałam się m.in. problemami alkoholizmu i przemocy, przeczytałam obszerną literaturę psychoterapeutyczną. Dowiedziałam się z niej, że na obszarach Polski zamieszkałych przez tradycyjne, zasiedziałe społeczności, z wysokim poziomem religijności i więzi społecznych, występują niższe wskaźniki alkoholizmu, rozwodów, aborcji, przemocy w rodzinie, przestępczości, samobójstw i dalszych podobnie smutnych zjawisk. Na terenach zaś, gdzie zaistniały duże zmiany ludnościowe, takich jak Ziemie Odzyskane czy miejsca, w których w XX wieku intensywnie rozwijał się przemysł, przyciągając z najróżniejszych kierunków wielkie grupy ludzi liczących na pracę i awans społeczny — są wyższe. Poziom negatywnych zjawisk społecznych rośnie też oczywiście wraz z wielkością miejscowości. (Dodanie, że pierwsze rejony głosują raczej na partie konserwatywne, a drugie na lewicowe i liberalne, będzie już tylko zbędną złośliwością). Zatem już teraz wiem, gdzie w naszym kraju będą występować wysokie wskaźniki eutanazji, jeśli kiedykolwiek zostanie ona zalegalizowana.

Raport z badań nt. różnic w geograficznym rozmieszczeniu eutanazji (pełna lista autorów: Stef Groenewoud, Femke Atsma, Mina Arvin, Gert P. Westert, Theo A. Boer) znajduje się pod adresem: https://spcare.bmj.com/content/early/2021/01/12/bmjspcare-2020-002573. Autorzy zamieścili w nim też informację, że ogólna liczba eutanazji w Holandii w badanym okresie regularnie wzrastała, z 2,94 proc. w 2013 r. do 4,33 proc. w 2017 r.

Artykuł publikujemy dzięki uprzejmej zgodzie autorki, która pierwotnie opublikowała go na swoim blogu "Adoptuj Kościół w Holandii".

Czytaj też:
Papież Franciszek wzywa katolików do misji współczucia
Czytaj też:
Papież Franciszek apeluje o walkę z "niedopuszczalnym ubóstwem"

Źródło: Nos.nl / Trouw.nl / Spcare.bmj.com / Arsacal.nl / Adoptkhol.blogspot.com
Czytaj także