Doktor Wiktor Sułkowski będzie prawdopodobnie pierwszą ofiarą nagonki na lekarzy, którzy podpisali tzw. Deklarację wiary. Spodziewam się, że wielu pacjentów wkrótce zrezygnuje z jego usług.
Doktor Sułkowski, anestezjolog, najpierw podpisał dokument, a następnie oburzył się, iż został zmanipulowany. Ktoś mu coś podsunął, a on, w dobrej wierze (nomen omen), chwycił za długopis. Jednak przecież jest ateistą, więc nigdy w życiu nie wsparłby postulatu, aby prawo boskie miało pierwszeństwo przed prawem stanowionym przez człowieka.
Sułkowski w końcu podpis wycofał, udzielił wywiadu portalowi gazeta.pl i stał się bohaterem. Jedynym sprawiedliwym, walczącym z katolickimi oszustami. Pech chciał, że organizatorzy konferencji, na której Sułkowski padł ofiarą „manipulacji”, pokazali listę z podpisami. W nagłówku widnieje wyraźny napis: „Deklaracja wiary lekarzy katolickich i studentów medycyny w przedmiocie płodności i płciowości ludzkiej. Votum wdzięczności polskich lekarzy katolickich za dar kanonizacji Jana Pawła II”. Sułkowski jest czwarty na liście: imię i nazwisko, adres, specjalizacja, podpis.
Tłumaczenia mogą być trzy: albo ktoś podsunął doktorowi listę z zasłoniętym nagłówkiem, albo Sułkowski wiedział, co podpisuje, ale kiedy „Gazeta Wyborcza” rozpętała burzę, przestraszył się albo po prostu uległ presji otoczenia („Skoro wszyscy podpisują...”).
Anestezjolog, który nie wie, co podpisuje? Anestezjolog, który ulega presji otoczenia? Anestezjolog, który nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów? Nie wiem, jak państwo, ale ja wolałbym, żeby ten człowiek nie usypiał mnie do żadnej operacji.