I pięknie, w końcu po jakie licho mamy naśladować tych, którzy z troski o to, by ich gospodarki szybko się rozwijały, a obywatele szybciej się bogacili, wprowadzili u siebie podatek liniowy, i to dla wszystkich, a nie tylko dla niektórych?! Po co iść śladem Węgier (wprowadzenie podatku liniowego było jedną z pierwszych decyzji Viktora Orbána po wygraniu wyborów, a niedawno obniżył on jego stawkę z 16 do 15 proc.), Słowacji, Litwy, Łotwy, Estonii, Gruzji, Bułgarii, Rumunii, Serbii, Ukrainy, Macedonii, Czarnogóry, Albanii itd.?! Po co, skoro my „swoje wiemy”? A już na pewno „swoje wiedzą” orędownik tej polityki minister Henryk Kowalczyk, wybitny znawca ekonomii, ze szczególnym uwzględnieniem systemów podatkowych i ich wpływu na tempo rozwoju kraju, oraz jego zwolennicy (ciekawe, czy jest wśród nich wicepremier Morawiecki?).
Martwi mnie jednak, że władze Polski w wyciskaniu kasy z co lepiej zarabiających obywateli chcą się zatrzymać w pół drogi i ograniczyć do podatków (skala podatkowej progresji ma sięgać już co prawda nie 30, a 40 proc., ale czemu nie 50 lub 60 proc.?). Czyż nie można by sprawić, żeby bogatsi płacili według wyższych stawek nie tylko podatki, lecz także opłaty za prąd, gaz, wodę, odprowadzanie ścieków, wywóz śmieci, abonament RTV, a nawet telewizję kablową, telefonię stacjonarną i mobilną oraz Internet? Można by, a nawet trzeba, bo w końcu są bogatsi od biedniejszych.
Jednak i tego nie dość. W końcu dlaczegóż by również w sklepach oraz firmach gastronomicznych i usługowych nie skończyć wreszcie z liniowością i wprowadzić progresji? Czy coś stoi na przeszkodzie, żeby bogatsi wszystko kupowali po wyższych, a najbogatsi nawet po znacznie wyższych, specjalnie dla nich ustalonych cenach? No, chyba nie jakaś wydumana nierówność wobec konstytucji? Jeśli jedni – jak najbardziej w zgodzie z nią – muszą płacić podatki według wyższych stawek od innych, to dlaczego nie mieliby zostać zmuszeni także do kupowania po wyższych cenach od cen płaconych przez ludzi uboższych, chleba, masła, ogórków, kiełbasy, kurczaka z rożna, komputera, słowem: wszystkiego, na co przyjdzie im ochota? Wtedy zaś można byłoby nieco obniżyć ceny dla uboższych wyborców, to znaczy klientów, którym z pewnością przypadłoby to do gustu, a to przecież ich jest zdecydowana większość, nieprawdaż?
No więc nad czym się tu w ogóle zastanawiać?!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.