W ogóle to jest tak, że ci wszyscy klimatyczni aktywiści znikają jak są ostre zimy. Wtedy to przyroda przeczy ich tezom, chociaż dzielnie się bronią. Coraz to, gdy mamy ostre zimy to aktywiści tłumaczą, że to jest właśnie znak ocieplenia klimatu, w co mniej uświadomiony lud mniej wierzy, bo takie same argumenty słyszy, kiedy zimy są lekkie. Tak czy owak zawsze Nowak. Jak jest zimno to znaczy, że jest za ciepło, a jak jest ciepło to znaczy, że też jest za ciepło. Czego nie rozumiesz? Dlatego też całe towarzystwo trochę przycichło i gdzieś się zakopało w jakiejś zaspie.
Trochę się zresztą środowisko ekologiczne ostatnio przemęczyło, bo nie wiem czy naród pamięta ale otarliśmy się, przynajmniej w Polsce, o letnią zabawę w ciuciubabkę pt. susza-powódź. Najpierw ekolodzy utrzymywali, że mamy suszę z powodów ocieplenia klimatu, dymienia węglem itd. Potem jak przyszła powódź to okazało się, że to też przez klimat. I najpierw groziło nam stepowienie, a potem zalanie. Z tą sama argumentacją, kasandryczeniem i wzmożeniem emocjonalnym. W wykonaniu tych samych osób i przy użyciu tych samych argumentów.
Ale teraz przyszedł twardy reset. Szwecja dała się złapać w klimatycznym wykroku. Coraz więcej przechodzą tam na OZE i ostatnio zamknęli dwie elektrownie atomowe. Ale gdy przestało wiać i świecić przez chmurki oraz doszła do tego no może nie ostra, ale nie tak ciepła zima jak przed laty – bilans energetyczny się zapadł. Ceny energii poszły kilkakrotnie do góry. Największa kompromitacją jest to, że przeczysta Szwecja musi kupować „brudną energię” od takich ekologicznych brudasów jak Polska, by w ogóle marzyć o zrównoważeniu swej energetyki. Ale wiadomo – współrządzą tam przecież Zieloni. Teraz chyba czerwoni – na twarzy, ze wstydu. Władze wydały rekomendację by Szwedzi wstrzymali się od… odkurzania w mieszkaniach.
Tę ścieżkę powtarzają Niemcy. Też jadą na oparach. Ich instalacje słoneczne pokrył śnieg, zaś brak wiatru spowodował, że stoi tam bezrobotnie ponad 30.000 wiatraków. Niemcy też zamykają swoje elektrownie atomowe w przyszłym roku i bilansują swoją obecną zimę pracą na 100% ich kopalni węglowych i powrotem do konwencjonalnej energetyki. Niemcy – jak w przyszłym roku będziemy mieli taką zimę jak w tym – też znajdą się w wykroku. Nie będzie już elektrowni atomowych, będą likwidowane „brudne” elektrownie na węgiel i jego wydobycie, zaś jak nie poświeci i nie powieje, to… znowu trzeba będzie kupować prąd od brudasów.
Widać, że z tym wciskaniem OZE jest kłopot i raczej tu chodzi o ideologię niż o pragmatyczny rachunek energetycznego bilansu. No OK, powiedzmy, że ten węgiel jest passe, ale po co w takimi razie pozbywać się rezerwy czystej ekologicznie energii jądrowej? Wisieć na wietrze i słońcu, co jak widać nie jest najlepszą strategią na zimę, kiedy wieje i świeci mniej, zaś zapotrzebowanie na energię jest znacznie większe niż latem?
No i teraz wyszło, że jedyne zabezpieczenie jest u karbonistów. Jak trwoga to do – brudnego – Boga? Szwedzka aktywistka nie musi już odkurzać. Ciekawe co ją grzeje w zakurzonym domu? Może Polski węgiel, o którym ze zwykłym sobie zaangażowaniem przemawiała na konferencji w Davos?
Czytaj też:
Greta wraca i sanskryt w Opolskiem, czyli pierwsze kowidki lutoweCzytaj też:
Zatęsknimy za rokiem 2020?
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.