DoRzeczy.pl: Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że inflacja przyszła do nas ze Wschodu i Zachodu. Czy zgodzi się pan z takim stwierdzeniem?
Prof. Zbigniew Krysiak: Musimy wyjaśnić, co premier miał na myśli. Manipulacja cenami gazu spowodowana monopolem Putina, który redukował dostawy przez co cena tego surowca stale rosła, to jest inflacja, która pochodzi ze Wschodu. Dodatkowo cały czas funkcjonujemy w niepewności. Jeśli zostanie uruchomiony Nord Stream 2, lub jeśli Putin przesteruje dostawy gazu do Chin, gdzie odbywają się prace w zakresie pobierania gazu, to siłą nastąpi redukcja dostaw do Europy i ceny będą jeszcze wyższe. Polska wielokrotnie zwracała uwagę na układ braku dywersyfikacji dostaw gazu w Europie. Dzięki śp. Lechowi Kaczyńskiemu powstał gazoport w Świnoujściu, przez co ryzyko braku dostaw gazu do Polski znacznie zmalało. Niestety Unia Europejska cały czas pozostaje bez refleksji.
Jaka jest zachodnia przyczyna wzrostu inflacji?
Musimy jasno mówić, że Niemcy stale umacniały pozycję Rosji i Putina, przyczyniając się w ten sposób do obecnej sytuacji. Trzeba również wymienić kolejną rzecz, która dotyczy silnego impulsu inflacyjnego. Mamy tutaj kwestię tzw. podatku za emisję CO2, który w cenie produkcji energii w Polsce stanowi około 60 proc., a gdyby go nie było, to mielibyśmy o wiele niższe ceny energii. Podatek ten nie ma żadnego uzasadnienia. Jest tak naprawdę instrumentem tworzenia siły, władzy w UE, superpaństwa, a Niemcy to wzmacniają. Zauważmy, że wzrost podatku od CO2 nastąpił gwałtownie w ubiegłym roku, dokładnie w granicach października. Wcześniej wynosił on około 30 euro, wcześniej jeszcze mniej za tonę emisji. Obecnie dobijamy do bariery 100 euro. Podobny podatek w Azji kształtuje się na poziomie od 10-30 euro. W momencie, gdy kwotowane jest jakieś aktywo na rynkach finansowych i mamy ten sam czynnik, to cena nie powinna się różnić. Jednak Korea Południowa czy Japonia podchodzą do sprawy ekonomicznie, natomiast w UE mamy, w mojej opinii, niestety dążenie do dominacji gospodarczej Niemiec, co powoduje do tworzenia zaprzeczających ekonomii podatków. Zauważmy, że nawet w umowie koalicyjnej nowego niemieckiego rządu jest punkt, w którym czytamy, że cena emisji nie może być mniejsza niż 60 euro za tonę. Czyli mamy do czynienia z układem podobnym do czasów komunizmu, gdzie dekretuje się sprawy podstaw czy silnego ugruntowania ekonomicznego.
Dodatkowo Komisja Europejska blokuje środki z Funduszu Odbudowy dla Polski. Jak pan to rozumie?
Ja tego nie rozumiem, bo jak można to rozumieć w sytuacji, gdy na Wschodzie jest zagrożenie wojną i gdy Białoruś nas atakuje? To nie jest wspólnota, tylko niemiecka agresja kapitałowa. Ursula von der Leyen pracuje na rzecz Niemiec, a środki na odbudowę gospodarki po pandemii to sprawa potrzebna nie tylko Polsce. Pamiętajmy, że w Polsce produkuje się dużo podzespołów, pół-produkcji i wyborów dla finalnych elementów produkowanych w Niemczech. A zatem nasza kondycja istotnie wpływa i przekłada się na kondycję gospodarki niemieckiej. KE w dążeniu do dominacji i w realizowaniu ideologii super państwowej zapomina, że naczynia połączone odgrywają tu bardzo ważną rolę. Co będzie jeśli Niemcy nie otrzymają zaopatrzenia z naszej strony? To proste – niemiecka gospodarka wpadłaby w ogromny kryzys, gdyż polska umiejętność i wiedza nie jest do zastąpienia w krótkim, czy nawet w dłuższym terminie.
Opozycja winą za wysoką inflację w Polsce obarcza m.in. prezesa NBP prof. Adama Glapińskiego. Wskazuje się tu na późne podwyższenie stóp procentowych. Tylko, czy faktycznie odgrywa to aż tak ważną rolę?
Oczywiście, że nie. Mówiąc delikatnie, mamy tutaj niezrozumienie po stronie opozycji, ale też niektórych ekonomistów, którzy wspierają opozycje. Zwracam uwagę, że skokowy wzrost inflacji pojawił się na jesieni ub. roku i był on powiązany z manipulacjami dostaw gazu i wzrostem podatku za emisję CO2. Naprawdę to łatwo znaleźć w internecie i zachęcam do tego polityków opozycji, bo nie trzeba mieć wykształcenia ekonomicznego, żeby wiedzieć, że to wpłynęło na wywołanie gwałtownej inflacji.
Część inflacji pojawiła się wcześniej z przyczyn zerwania łańcuchów dostaw na całym świecie, zwłaszcza dostaw z Azji. Warto za przykład wskazać, że zamykano zakłady w których produkowany chipy do samochodów na czym opierała się produkcja samochodów m.in. w Niemczech czy Polsce. Skutkiem przerwania łańcuchów dostaw był wzrost kosztów dostaw i logistyki, zagrały tu czynniki popytu i podaży, które wpłynęły na inflację. Zauważmy, że mamy tu również do czynienia z inflacją zewnętrzną, która pojawiła się we wszystkich krajach, ale wówczas nie było potrzeby do podwyższania stóp procentowych.
Nie każdy bank centralny zdecydował się na podwyżkę.
Otóż to. Proszę zauważyć, że Europejski Bank Centralny do tej pory tego nie zrobił i stopy są zerowe. Mimo tego, że inflacja w Estonii czy na Litwie wynosi 12 proc., Dani czy Holandii około 8 proc. EBC nie podejmuje działań. Tu powiedziałbym, że być może nawet wzrosty stóp procentowych powinny być mniejsze. Owszem, trzeba zwiększać, ale spokojniej, a niektórzy ekonomiści wskazują właśnie na działanie EBC. Dlatego prezes NBP niekoniecznie się spóźnił i stawianie takich tez jest nieuzasadnione. Jeśli nie mamy do czynienia z taką eskalacją różnych czynników kryzysowych, kiedy jest sytuacja normalna, to doprowadzanie do pewnej równowagi popytowo-podażowej jest możliwe przez zwiększanie stóp procentowych. To zakodowało się wśród polityków i ekonomistów neoliberalnych, którzy uważali i uważają, że jak będziemy podnosić bardzo szybko stopy, to zdusimy inflację. Ale właśnie to jest błędne myślenie. Jeśli inflacja nie jest efektem nierównowagi popytowo-podażowej, tylko wynikiem wzrostu cen i kosztów po stronie produkcji, to należy działać inaczej i być bardzo ostrożnym, żeby poprzez podnoszenie stóp procentowych nie doprowadzić do hamowania wzrostu gospodarczego, o czym prezes Glapiński doskonale wie.
A to hamowanie przekłada się na wzrost bezrobocia.
Dokładnie. Przy złej taktyce zmian stop procentowych można wywoływać zmianę dynamiki rozwoju gospodarczego, przez co wywoływane jest większe bezrobocie.
Krótko mówiąc, dobrze, że prezydent Andrzej Duda chciałby powołać prezesa Glapińskiego na drugą kadencję?
Uważam, że tak. Możemy wskazać na wiele uzasadnień, dlatego należy dokonać takiego wyboru. Prezes Glapiński dobrze prowadził NBP. Od czasu zimnej wojny, czy transformacji nie było tak trudnej sytuacji. Zarządzanie NBP oraz współpracą z Radą Polityki Pieniężnej to jest długi proces pewnych umiejętności i doświadczeń, których prezes Glapiński nabył. Nowa osoba nie byłaby w stanie bardzo szybko wdrożyć się we współpracę z departamentami, komunikację, czy kwestię wydawania dyspozycji odnośnie analiz czy współpracy z rządem. Proszę również spojrzeć, że dziś mamy bardzo dobrą politykę NBP w kwestii tworzenia rezerw walutowych, a często ludzie nie rozumieją po co one są. W razie kryzysu nasza gospodarka może funkcjonować nadal od siedmiu do dwunastu miesięcy. To również może nam pomóc gdyby doszło do ewentualnej wojny na Ukrainie. Podobnie jak rezerwy złota, które ma stabilniejszą pozycję od walut. To wszystko zabezpieczenie, które dał nam prezes Adam Glapiński.
Czytaj też:
Gazprom zakręci kurek Mołdawii? "Zegar tyka"Czytaj też:
Media: Polska, Niemcy i Francja zbliżyły się do siebie
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.