„No, koniec tego dobrego” – to słowa, którymi w połowie lipca prezes PiS Jarosław Kaczyński zakomunikował, że zamierza zmienić dotychczasową politykę wobec Brukseli. Powiedział to podczas spotkania z wyborcami w Płocku. – Myśmy wykazali maksimum dobrej woli. Z punktu widzenia traktatów nie mamy żadnych obowiązków, żeby słuchać Unii w sprawie wymiaru sprawiedliwości – dodał.
W PiS te słowa zostały odebrane dość jednoznacznie – jako wotum nieufności wobec dotychczasowej polityki Mateusza Morawieckiego, który robił wiele, by dogadać się z Brukselą w sprawie wypłaty pieniędzy w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Do dziś się to nie udało i sam premier zdaje się być coraz mniejszym optymistą, że się w ogóle uda. Kaczyński czekać już nie zamierza.
Co więcej, przyznaje, że zgadzanie się na każde kolejne ustępstwo było błędną taktyką. A on sam dał się zwieść zapewnieniom Morawieckiego, że porozumienie w sprawie wypłaty Polsce pieniędzy jest przesądzone.
„Powiedziałem w połowie lipca to samo: »No, koniec tego dobrego«. I to podtrzymuję. Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na duże kompromisy. Trzeba było spróbować choćby po to, by sprawa była jasna. I dzisiaj jest jasna, każdy widzi, o co chodzi, jaka to gra” – powtórzył prezes PiS kilkanaście dni temu w wywiadzie dla tygodnika „Sieci”, dodając, że „próbuje się nam zabrać wolność, suwerenność i jeszcze nas obrabować”.
Zagroził też, że od tej pory PiS będzie wobec Unii i Komisji Europejskiej stosował zasadę „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”: „Skoro w tym obszarze Komisja Europejska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec Polski, to my nie mamy powodów wykonywać swoich zobowiązań wobec Unii Europejskiej. To były jednak umowy i uzgodnienia działające w obie strony.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.