Jednym z głównych atutów niemieckiego państwa pozostawała od wielu dekad jego moc finansowego dyscyplinowania innych państw. Silna marka upokarzała wszystkie inne waluty kontynentu i ograniczała zdolność wszystkich rządów do dokonywania nadmiernych wydatków. Wprowadzenie euro miało to zmienić, ale i tak okazało się, że Niemcy jako faktyczni zarządcy unii walutowej wciąż ograniczają zapędy całego kontynentu do beztroskiego zadłużania. Nawet gdy w 2020 r. pojawił się koronawirus i kraje Południa nalegały mocno na emisję wspólnego długu w wielkich ilościach, nad Renem wyraźnie się temu sprzeciwiono.
Nowe reguły gry
W obliczu bezprecedensowego kryzysu energetycznego Berlin postanowił jednak całkowicie zmienić zasady gry i w ciągu zaledwie dwóch lat zamierza uruchomić aż 200 mld euro na zamrożenie cen gazu ziemnego i energii elektrycznej, dofinansowanie przedsiębiorstw oraz wyrównanie strat importerów gazu. Kwota ta stanowi uzupełnienie dla 100 mld euro, które zostały już wydane przez niemieckie państwo w ciągu ostatniego roku w ramach specjalnych pakietów osłonowych dla mieszkańców i firm. O ile jednak do tej pory pomoc była uruchamiana w ramach budżetu państwa, o tyle planowany pakiet ma zostać sfinansowany w ramach pozabudżetowych funduszy niepodlegających konstytucyjnym regułom fiskalnym.
Pod tym względem Berlin staje się pilnym uczniem Warszawy, gdyż do tej pory największe „sukcesy” w wyprowadzaniu środków do jednostek pozabudżetowych miał rząd Mateusza Morawieckiego. Za sprawą powołania m.in. Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 oraz Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych łączne wydatki wszystkich tego typu instytucji wyniosą w przyszłorocznym budżecie aż 487 mld zł.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.