Około 82 proc. z 24 tys. ankietowanych firm uważa, że ceny energii i surowców stanowią zagrożenie dla biznesu. Według DIHK jest to najwyższa liczba od początku prowadzenia badań w 1985 r.
Jednocześnie tylko 8 proc. respondentów spodziewa się poprawy sytuacji, podczas gdy nawet w szczytowym momencie kryzysu związanego z pandemią COVID-19 odsetek ankietowanych nastawionych optymistycznie wynosił ponad 10 proc. – wynika z raportu, który przytacza w środę agencja Reutera.
Według szefa DIHK Martina Wanslebena firmy obawiają się, że najgorsze dopiero nadejdzie. – Niemiecką gospodarkę czeka nie tylko sroga zima, ale także trudny rok – powiedział.
W raporcie podano, że ponad połowa niemieckich firm spodziewa się zmniejszenia wolumenu działalności w ciągu roku. Z kolei rząd w Berlinie prognozuje wzrost PKB kraju o 1,4 proc. w tym roku i spadek o 0,4 proc. w przyszłym.
Niemcy: 200 mld euro na walkę z kryzysem energetycznym
Niemcy chcą złagodzić skutki rosnących cen energii poprzez wpompowanie w gospodarkę 200 mld euro. Krytycy planu Olafa Scholza podkreślają, że Berlin jest czołowym architektem kryzysu energetycznego, bo uzależnił swoją gospodarkę od importu energii z Rosji.
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, kraje zachodnie zaczęły nakładać sankcje na Moskwę, w szczególności na surowce energetyczne. Zdaniem prezydenta Władimira Putina, "polityka powstrzymywania i osłabiania Rosji jest długofalową strategią Zachodu", a sankcje "zadały poważny cios całej światowej gospodarce".
Unia Europejska przyjęła dotąd osiem pakietów sankcji wobec Rosji, w tym embargo na dostawy ropy naftowej i węgla. To właśnie ze sprzedaży surowców energetycznych Kreml czerpie największe zyski, które przeznacza na zbrojenia.
Czytaj też:
"SZ": Scholz nie rozumie, że szkodzi Europie