DoRzeczy.pl: Czy mamy przełom w relacjach z Niemcami, którzy zaczynają wykładać pieniądze na nauczanie języka polskiego? Pan jest parlamentarzystą, który od początku bardzo zaangażował się w tę sprawę.
Janusz Kowalski: 17 czerwca 1991 roku Polska i Niemcy podpisały traktat o dobrym sąsiedztwie i wzajemnej współpracy. W tym traktacie, w art. 20., strona niemiecka zobowiązała się do wspierania nauki języka polskiego, ojczystego. Podkreślmy, że nie mówimy tu o nauce języka polskiego dla imigrantów, ale ojczystego.
Dlaczego to takie ważne?
Język ojczysty jest przynależny mniejszości. W Polsce mniejszości niemieckiej przynależy język niemiecki i nasz kraj finansuje jego nauczanie. I nawet, jeśli prawnie w Niemczech nie mamy mniejszości polskiej, to prawnie język ojczysty do tej mniejszości przynależy. To zobowiązanie jest zobowiązaniem twardym, jednak Niemcy od 30 lat nie wydali nawet rozporządzenia umożliwiającego landom finansowanie systemowe nauki języka polskiego w trybie szkolnym, tak jak ma to miejsce w Polsce.
Jednak wreszcie coś ruszyło.
Poprawka w budżecie na rok 2022, która obniżała poziom finansowania nauki języka niemieckiego z 236 mln o 39 mln, a na rok 2023 do 119 mln złotych, spowodowała, że strona niemiecka zaczyna wykazywać gotowość do rozmów. Na razie w sposób cyniczny i bezczelny.
Dlaczego?
Niemcy rzeczywiście w Bundestagu przegłosowali jakieś drobne środki dla organizacji, którą sami sobie wybrali, w dodatku nie na naukę języka polskiego ojczystego, ale na badania nad językiem polskim. Znów pominięto polskie organizacje jak Związek Polaków w Niemczech. To jest mniej więcej tak, że my w Polsce wymyślamy organizację dla „polskich Niemców” i zakładamy dla niej środki w budżecie, następnie komunikujemy stronie niemieckiej, że przyznajemy jej środki. Mimo wszystko sam ruch Niemców w Bundestagu jest dowodem na to, że Niemcy zdają sobie sprawę z faktu, że od 30 lat nie przestrzegają polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie. W tym sensie jest to przełom, bowiem ich decyzja otwiera nam drogę do poważnych negocjacji, których celem jest przywrócenie symetrii w polsko-niemieckich relacjach.
Padła propozycja zlikwidowania przywileju wyborczego dla mniejszości narodowych w Polsce. Z tego przywileju korzysta de facto tylko mniejszość niemiecka. Czy to realne?
Mamy ustawę Prawa i Sprawiedliwości z roku 2004, która zakładała wykreślenie tego przywileju, z którego de facto korzysta tylko mniejszość niemiecka. W ocenie Solidarnej Polski przywilej ten jest niezgodny z polską konstytucją, która mówi o tym, że wybory są równe dla wszystkich, a narodowość nie może dawać przywilejów. Dodatkowo identycznego przywileju nie ma w Niemczech, mniejszość polska nie może się w podobny sposób zorganizować. W UE podobne prawo istnieje w Rumunii, Słowenii i Chorwacji, co wynika z historycznych uwarunkowań.
Czytaj też:
PiS dystansuje opozycję. W tym sondażu Kaczyński tryumfujeCzytaj też:
Błaszczak: Nie może być silnej armii w słabym i skłóconym społeczeństwie
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.