Chociaż wybory do parlamentu odbędą się dopiero za dziewięć miesięcy, to politycy opozycji od wielu miesięcy negocjują w sprawie wspólnego startu. Za powstaniem jednej opozycyjnej listy wyborczej – z wyłączeniem Konfederacji – opowiadał się przede wszystkim przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.
Sceptyczni wobec tego pomysłu byli liderzy PSL i Polski 2050 (sporo mówi się natomiast o możliwej koalicji partii Władysława Kosiniaka-Kamysza z formacją Szymona Hołowni).
Wśród polityków lewicy, wspólny start z Platformą wielokrotnie wykluczał w swoich wypowiedziach m.in. lider RAZEM Adrian Zandberg, z kolei lider Nowe Lewicy Włodzimierz Czarzasty i szef kluby Lewicy Krzysztof Gawkowski deklarowali zainteresowanie pomysłem.
Gawkowski: Sprawa jednej listy została definitywnie zamknięta
Jak jednak komentował w piątek rano, w Radiu ZET, Gawkowski, do powstania wspólnej listy prawdopodobnie nie dojdzie.
– Jesteśmy w momencie przełomu. Jedna lista – po deklaracji PO – się skończy. Rozmawiałem po wczorajszym zarządzie z jednym członków zarządu PO, który powiedział wprost: idziemy samodzielnie. Lewica też pójdzie samodzielnie – mówił szef klubu Lewica na antenie stacji.
– W tamtym tygodniu zaufanie zostało nadszarpnięte. To pokłosie tego, że partie nie mogły się dogadać przez miesiące. Lewica deklarowała od miesięcy wspólną listę, ale jak jej nie ma, to jesteśmy gotowi startować samodzielnie – tłumaczył dalej polityk.
– Po wczorajszym zarządzie PO sprawa jednej listy została definitywnie zamknięta. Nie będzie jednej listy w polskiej polityce – dodał Gawkowski.
Jednocześnie polityk wyraził przekonanie, że "Lewica zdobędzie powyżej 10 proc." w wyborach. – Dołożymy mocną cegłę do przyszłego rządzenia, ale pod warunkiem, że jeszcze przed wyborami powiemy, że chcemy na opozycji wspólnie rządzić – podkreślił.
Czytaj też:
Błaszczak: Nasza opozycja jest ślepo zapatrzona w NiemcówCzytaj też:
Zalewski: Trzeba się bić z PiS o wartości