Rok trwania wojny na Ukrainie to, jak się okazało, w wypadku części liderów opinii wystarczająco długo, żeby zacząć zapominać o sprawach, które powinny być dla każdego oczywiste – i bezpośrednio po brutalnej napaści upadającego rosyjskiego imperium na wymykającą się spod jego wpływu Ukrainę przez jakiś czas były. Wynika to z tego, że Rosja, po roku ponoszenia na froncie ciężkich, ale dla jej władz możliwych do przyjęcia porażek, zdołała się nieco pozbierać, oczyścić swe struktury siłowe z najbardziej je paraliżujących patologii, podciągnąć rezerwy i przygotować nowe ofensywy. Nie tylko ofensywę militarną, lecz także informacyjną. Tu również, po miażdżącej przegranej w pierwszych miesiącach, zdołała Rosja odzyskać wiele terenu, zasiewając w krajach, które postrzega jako wrogów, swoje narracje i skutecznie odwracając pojęcia. Ktokolwiek czytał wielkiego chińskiego stratega sprzed tysięcy lat, Sun Tzu, wie, że narzucenie przeciwnikowi swojego sposobu myślenia jest czynnikiem zwycięstwa nie mniej istotnym niż osiągnięcie przewagi w liczbie i uzbrojeniu wojsk. Rosjanie czytają go od pokoleń – jego „Sztuka wojny”, nieprzekraczalny wykład wschodniej chytrości i bezwzględności w dążeniu do zniszczenia wroga, jest obowiązkową lekturą we wszystkich tamtejszych akademiach wojskowych i dyplomatycznych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.