Mówiąc krótko i wprost: nasz kraj nie ma takiej pozycji, na jaką w opinii wielu rodaków go stać i na jaką – również w moim przekonaniu – przynajmniej z kilku względów zasługuje. A nie ma, bo brak mu zarówno tego, co brydżyści nazywają obrazowo mocną ręką, jak i wystarczająco zręcznych rozgrywających. Dlaczego? To już trochę dłuższa opowieść, ale spróbuję ją streścić.
Ufni i wbrew antypolskim w wymowie oszczerstwom pozbawieni mściwości, chęci zemsty czy żądzy rewanżu Polacy dali się okraść z solidarnościowej rewolucji, ze społecznego i z narodowego przełomu, jakim się stały pamiętne miesiące z lat 1980 i 1981.
Zmarnowane okno geopolitycznej szansy
Trochę z naiwności, trochę z lenistwa, trochę z braku wiedzy o tym, że wolności nie można dostać od kogoś i że jej wywalczenie musi kosztować, łyknięto lep Okrągłego Stołu, sterowanej ugody między prowadzącymi z centrali a prowadzonymi na smyczy. W efekcie nie doszło do żadnego przełomu, nie dokonano głębokiej wymiany kadr, a błędy i wypaczenia poprzedniego systemu pozwolono naprawiać tym, którzy je przez dekady popełniali. Jeszcze krócej: w roku 1989 nie było żadnego przełomu, więcej –
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.