Ja nie będę rozmawiał z chuliganami, tylko będę rozmawiał z rolnikami – powiedział na konferencji prasowej 7 marca premier Donald Tusk, odnosząc się do protestów rolników i innych grup zawodowych przeciwko wprowadzanej przez UE polityce Zielonego Ładu. – Ci, którzy złamali prawo w czasie manifestacji, ci, którzy doprowadzili do takich dramatów, jak choćby ciężko ranny policjant uderzony kamieniem, będą odpowiadali prawnie. Nie traktuję ich jako demonstrujących rolników, tylko jako osoby, które naruszyły prawo – podkreślił.
Dzień wcześniej, w środę 6 marca, kiedy w Warszawie odbywała się duża manifestacja rolników, rozpoczęło się posiedzenie Sejmu, podczas którego parlamentarzystki Lewicy podniosły larum w sprawie opóźnienia prac nad projektem ustawy o liberalizacji aborcji. Miała też zostać podjęta uchwała sejmowa „w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015–2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego” (Sejm przyjął ją późnym popołudniem). Swoją obecność pod budynkiem Sejmu zapowiedzieli również protestujący rolnicy. Zapowiadał się bardzo gorący polityczny dzień. I taki też był.
Co ci to przypomina?
Donald Tusk należy do osób, które najbardziej lubią słuchać tych melodii, które dobrze znają – protest rolników przypominał sceny, które zapamiętaliśmy z Marszów Niepodległości z lat 2011–2014. Ta sama melodia, ten sam kompozytor, ta sama sceneria i przebieg zdarzeń, podobna retoryka w ocenie manifestacji. Można odnieść wrażenie cofnięcia się w czasie o prawie dekadę.
To, co działo się przy ul. Wiejskiej wczesnym popołudniem, przypominało pole walki, pełne dymu wydobywającego się z granatów hukowych i gazu łzawiącego. Setki policjantów ustawionych w licznych i gęstych szpalerach, wyposażonych w hełmy, pałki, tarcze. Wyglądało to, jakby zaraz miała rozpocząć się gigantyczna bitwa. I rozpoczęła się, trudno jednak ustalić, kto i dlaczego ją zapoczątkował.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.