Zastanawiamy się niekiedy nad tym, jak nasze czasy oceniane będą z perspektywy odleglejszej nieco przyszłości. dziś refleksja taka wydaje się szczególnie na miejscu. Rosja stała się zagrożeniem dla niepodległości i bytu Polski w momencie, kiedy wchłonęła Ukrainę. Nie potrafiliśmy stać się Rzecząpospolitą trojga narodów i w ten sposób przeciwstawić się Moskwie, gubiąc historyczną szansę, a w konsekwencji także byt państwowy. Dziś Ukraina próbuje się wybić na niepodległość i w obronie tej wartości walczy z Rosją. Nie tylko dla Polaków, ale także dla wszystkich obserwatorów politycznych jasne jest, że Moskwa pozbawiona Kijowa traci imperialny potencjał. Obecnie próbuje odzyskać i jedno, i drugie. Dokonuje tego swoją tradycyjną metodą, czyli przez podbój. Jeśli uda się jej to na Ukrainie, to będzie kontynuowała odtwarzanie imperium.
Nie znaczy to, że już jutro mamy oczekiwać rosyjskiej inwazji na nasz kraj, chociaż nieostrożnością byłoby wykluczać taki rozwój wypadków. Najprawdopodobniej scenariusz Moskwy wobec Ukrainy też nie polega na zajęciu i okupowaniu całego kraju. To raczej odrywanie jego wschodnich części, wypieranie z nich ludności ukraińskiej i wcielanie ich do Rosji przy jednoczesnej destabilizacji państwa. Chodzi o doprowadzenie Ukrainy do tak tragicznego stanu, że ludność zamiast o niepodległości, która będzie się kojarzyć z przelewem krwi, chaosem i nędzą, zacznie marzyć o stabilizacji za wszelką cenę. Tak jak w Czeczenii czy Gruzji Moskwa może osadzić w Kijowie swojego namiestnika, który zagwarantuje uległość wobec wschodniego protektora.
Znaleźliśmy się w momencie przełomowym i niezwykle dużo od nas zależy. Do historycznego zadania – tak jak do wielu innych – nie dorosły władze naszego kraju. Polska powinna się stać liderem postkomunistycznych państw, które są w stanie skłonić UE i NATO do bardziej zdecydowanej polityki. To szansa, aby wymusić na Rosji ustępstwa bez przelewu krwi. Niestety, w tej roli musi nas dziś zastępować Litwa.
Jak zawsze w momencie konfrontacji z rosją w Polsce uruchomiony został korpus stronników Moskwy. To niestety norma w historii naszego kraju, a targowica nosiła różne imiona. Większości z owych poputczików nie trzeba nawet opłacać. Wystarczy umiejętna gra na tchórzostwie, urazach i głupocie, a w tej dziedzinie rosyjskim organizatorom nie sposób odmówić zręczności. Wielu z tych, którzy powtarzają antyukraińskie frazesy, może nawet deklarować niechęć do Moskwy. nie zmienia to faktu, że działają w jej interesie.
Piszę o tym w swoim ostatnim felietonie na łamach „Do Rzeczy”, aby raz jeszcze podkreślić to, co wydaje mi się dziś, z polskiej perspektywy, najważniejsze. Jestem wdzięczny kolegom za niezwykłą przygodę, jaką była możliwość współtworzenia tygodnika „do rzeczy”, a czytelnikom za zainteresowanie. Liczę, że będziemy się jeszcze spotykali.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.