Z tego szacownego miejsca przemówili głosiciele apokalipsy, zapowiadając upadek całego systemu cywilizacji nie za 50 lat, by zostawić wszystko opiece potomnych, ale do roku 2020. Przed rokiem 2020 globalna katastrofa zmieni bieg spraw […]. Myślę tu szczególnie o załamaniu się światowego systemu finansowego z równoczesnym upadkiem przemysłu naftowego i kataklizmem klimatycznym, ekologicznym lub geologicznym w wielkich rozmiarach”.
To fragment fenomenalnej książki rumuńskiego historyka Luciana Boia „Koniec Zachodu? W stronę jutrzejszego świata”. Wydał ją PIW, gwarancja jakości.
Mamy koniec roku 2024 i żadna katastrofa „o wielkich rozmiarach” się nie wydarzyła, pomijając katastrofę komunikacyjną w miejscach, gdzie do asfaltu przyklejają się aktywiści grupy Ostatnie Pokolenie. Kolejna prognoza przyszłości trafiona kulą w płot.
Ile już było podobnych przepowiedni: ekspertów, naukowców, wróżbitów? Każda wypowiedziana tonem absolutnej pewności. O Rosji, Ameryce, Chinach, wojnie na Ukrainie, wyborach. Kto się przyzna, że trafił kulą w płot? Nikt. A co u pana, panie Cochet? Czy siedzi pan teraz cichutko w jakimś schronie, czekając na apokalipsę?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.