Zdecydowana większość polskich publicystów politycznych to kompletni ekonomiczni ignoranci.
Zdarzyło mi się niedawno uczestniczyć w spotkaniu, w którym brała udział grupa w większości znanych i ważnych stołecznych publicystów, kojarzonych ze stroną konserwatywną. Mowa była, co oczywiste, o sytuacji wojennej i przyjmowaniu uchodźców z Ukrainy. Nastrój był niemalże podniosły. Kolejne osoby zabierały głos i opowiadały o niesamowitym zrywie, o mobilizacji porównywalnej tylko z pierwszą Solidarnością, o wielkim kapitale pozytywnych emocji – i tak dalej, i tak dalej.
Gdyby ktoś w tym towarzystwie powiedział np. o tym, że w szkołach zaczyna brakować miejsc dla ukraińskich dzieci, albo o tym, że skądś trzeba wziąć 24 mld zł na uchodźców tylko na ten rok, albo że w różnych miejscach w Polsce pojawiają się lokalne apele o
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.