Zakaz jazdy autem w weekendy? Skrajny pomysł niemieckiego ministra

Zakaz jazdy autem w weekendy? Skrajny pomysł niemieckiego ministra

Dodano: 
Berlin, zdjęcie ilustracyjne
Berlin, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay
Minister transportu Niemiec uważa, że aby osiągnąć cele klimatyczne, konieczny może być zakaz poruszania się samochodami osobowymi w określonym czasie.

Minister transportu Niemiec Volker Wissing napisał list do szefów grup parlamentarnych SPD, Zielonych i FDP. Ostrzega przed drastycznymi ograniczeniami dla kierowców, jeśli koalicja rządowa nie uzgodni wkrótce reformy ustawy o ochronie klimatu. W ocenie ministra obecne zapisy ustawy doprowadzą do tego, że Niemcy "musiałby natychmiast zaoszczędzić 22 miliony ekwiwalentu CO2". Według Wissinga takich oszczędności nie można osiągnąć za pomocą ograniczenia prędkości lub innych środków, a jedynie poprzez doraźną rezygnację z jazdy samochodami na choćby "dwa dni w tygodniu".

Krytyka z niemieckiej prasy

Inicjatywę ministra komentują krytycznie krajowe media. "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze: "Wprowadzenie powszechnego zakazu jazdy na dwa dni w tygodniu – tym grozi Volker Wissing swoim partnerom koalicyjnym w liście, jeśli ci do lata nie zgodzą się na zmianę ustawy dotyczącej ochrony klimatu i na zwolnienie sektora transportowego z ustalonych celów emisji CO2. Zdaniem Wissinga ochrona klimatu prowadzi do chaosu społecznego. Innymi słowy: on jako minister ma przewagę, a sprawa ochrony klimatu to sprawa innych, bynajmniej nie kierowców samochodów. Wissing nie chce powiedzieć, od czego tak naprawdę zależy złagodzenie przez koalicję rządową ustawy o ochronie klimatu. Tylko tyle: krajowy cel klimatyczny zostałby osiągnięty nawet bez wkładu sektora transportu w ochronę klimatu".

Z kolei według "Straubinger Tagblatt" minister transportu nie był w stanie dotrzymać celów klimatycznych w sektorze transportu. "Chociaż nastąpił niewielki spadek emisji, nie jest to zasługa polityki Wissinga, lecz malejącej liczby przejechanych kilometrów w transporcie drogowym. Natomiast ruch samochodowy nadal wzrastał, a Wissing, bezradny wobec oparów CO2, radzi sobie tylko jednym sposobem: proponuje zakazy jazdy.(...) Wissing musi w końcu zacząć wykonywać swoją pracę, na przykład zwiększyć znaczenie transportu kolejowego. Jednak sam minister transportu nie jest w stanie tego zrobić, potrzebne są też większe wysiłki całego rządu. Producenci samochodów od lat czekają na jasne wytyczne" – czytamy.

"To nie jest tak, że nie ma żadnych innych instrumentów oprócz zakazu prowadzenia pojazdów. Wissing mógłby w końcu zgodzić się na wprowadzenie ograniczenia prędkości do 100 km/h na autostradach i 80 km/h na drogach krajowych" – zauważa "Nordbayerischer Kurier". Gazeta uważa, że rząd "mógłby sprawić, że opłaty drogowe dla ciężarówek miałby znaczenie dla klimatu, mógłby zmniejszyć opłatę za korzystanie z kolei, a także przy uwzględnieniu klimatu zająć się kwestią regulacji opodatkowania samochodów służbowych. Ale Volker Wissing wybiera inne rozwiązanie: pustą retorykę, co jest dość żenujące".

"Zakazy jazdy w niedzielę obowiązywały w Niemczech na początku lat 70. ze względu na kryzys naftowy. Teraz minister transportu Volker Wissing grozi wprowadzeniem nowych zakazów jazdy dla samochodów i ciężarówek. Jest to sianie paniki i oczywisty chwyt. Ministrowi nie chodzi wcale o redukcję emisji. Chce wywierać presję na rząd koalicyjny, aby szybko wprowadził reformę ustawy o ochronie klimatu. A pomysły na większa ochronę klimatu, oprócz zakazu jazdy to: ograniczenie prędkości, zakończenie przywilejów dla samochodów służbowych i diesli, zatrzymanie dotacji dla ruchu lotniczego. Wissing nie podjął się realizacji żadnego z nich. Zamiast tego wyznaczył 144 projekty autostrad, w tym kilka bardzo kontrowersyjnych, które będą szybciej budowane. Wissing jest ministrem kierowców" – komentuje "Allgemeine Zeitung".

Czytaj też:
Kolejne obostrzenia klimatyczne. UE ma nową normę emisji z aut

Źródło: Deutsche Welle
Czytaj także