Lektura nieznośnie długiego exposé Donalda Tuska z listopada 2007 r. robi dzisiaj dziwne wrażenie, jeśli zestawić je ze słowami, które padły 16 lat później. Znaczną część swojego ówczesnego wystąpienia przed laty pan premier poświęcił bowiem wolności obywateli oraz prowadzenia biznesu i zapewnianiu przedsiębiorców, że pod rządami Platformy Obywatelskiej ich los znacznie się polepszy. Tymczasem w ubiegłym roku ten temat był w ogóle nieobecny. Mimo że w 2007 r. mieliśmy za sobą dwa i pół roku rządów PiS, gdy za politykę gospodarczą w dużej mierze odpowiadała liberalna Zyta Gilowska (w dodatku będąc wicepremierem), teraz zaś za nami było osiem lat rządów tej samej formacji, jednak naznaczonych radykalnym przesunięciem ku socjalizmowi i etatyzmowi. Exposé to oczywiście tylko słowa, ale w tym wypadku jakieś przełożenie na praktykę jednak było.
Można by bowiem argumentować, że nawet jeśli dawny Donald Tusk nie okazał się czempionem liberalizmu, to pod pewnymi względami pasywność rządu PO w sprawach gospodarczych w latach 2007–2015 była lepsza niż nadaktywność następców. Rozmowy nagrane potajemnie m.in. w restauracji Sowa i Przyjaciele pokazują, że metodą rządzenia za pierwszej Platformy było przede wszystkim nieprzemęczanie się. W kwestiach gospodarczych jedynym momentem mocniejszej interwencji był wybuch kryzysu finansowego, gdy pan premier sprzeniewierzył się własnej obietnicy, że z rządu zostanie natychmiast wyrzucony każdy, kto choćby tylko wspomni o podwyżce podatków. Tymczasem w 2010 r. decyzją tegoż Donalda Tuska nastąpiły radykalne podwyżki podatków i likwidacje wielu ulg. Pamiątką po tamtej sytuacji jest trwająca do dzisiaj podstawowa, bardzo wysoka stawka podatku VAT w wysokości 23 proc., właśnie wówczas podniesiona „tymczasowo” z 22 proc. Przy czym przyznać trzeba, że następcy z PiS tej „tymczasowej” podwyżki nigdy nie skasowali. W istocie podwyżka obciążeń fiskalnych, którą w tamtym momencie, uzasadniając to właśnie światowym kryzysem finansowym, zaordynował nam rząd pana Tuska, była najwyższa w historii RP do tamtego momentu. Natomiast poza tym państwo pozostawało raczej biernym uczestnikiem życia gospodarczego. Jednym ze sposobów na pozyskiwanie pieniędzy przez ówczesny rząd były kolejne prywatyzacje firm dotychczas w dyspozycji Skarbu Państwa, a zatem zmniejszanie udziału państwa w gospodarce. Państwo nie prowadziło ani nie planowało wielkich projektów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.