Świat reaguje na napiętą sytuację w Korei Południowej. Przypomnijmy, że tamtejszy prezydent Jun Suk Yeol ogłosił stan wojenny, występując niespodziewanie w telewizji. Przywódca oskarżył główną partię opozycyjną o sympatyzowanie z Koreą Północną i działania antypaństwowe.
Administracja prezydenta USA Joe Bidena bacznie monitoruje sytuację. Głos zabrał także minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz.
"Monitorujemy sytuację polityczną w Korei Południowej. Jesteśmy w stałym kontakcie z naszym attache w Seulu, a także jego koreańskim odpowiednikiem w Polsce. Otrzymaliśmy zapewnienie w imieniu MON Korei Południowej od wiceministra obrony Il Sunga, że nasza współpraca i realizacja kontraktów zbrojeniowych nie jest w żaden sposób zagrożona" – napisał na portalu X szef MON.
Polityczne trzęsienie w Korei
W swoim wystąpieniu prezydent Jun Suk Yeol oświadczył, że decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego była podyktowana potrzebą ochrony państwa przed zagrożeniami ze strony komunistycznych sił Korei Północnej i wyeliminowania elementów "antypaństwowych". Polityk stwierdził, że to "krok krytyczny, ale potrzebny do obrony porządku konstytucyjnego kraju". Szybko na ulicach pojawiły się czołgi oraz żołnierze. Doszło do starć protestujących przed parlamentem z policją.
Jest to pierwsze ogłoszenie stanu wojennego w Korei Południowej od 1979 r. Jun Suk Yeol zdecydował o całkowitym zamknięciu Zgromadzenia Narodowego. Opozycyjna Partia Demokratyczna pilnie wezwała swoich członków do Zgromadzenia Narodowego, ale budynek został zamknięty przez policję. Zgodnie z konstytucją Republiki Korei, prezydent ma prawo ogłosić stan wojenny i określić jego zakres, a także prawa, procedury i obowiązki dowódcy stanu wojennego poprzez Ustawę o stanie wojennym.
Czytaj też:
Czołgi na ulicach, przepychanki z policją. Stan wojenny w Korei Płd.Czytaj też:
Prezydent Korei Płd. ogłasza stan wojenny