Wszystko dla widza
Odkąd „Dzień dobry TVN” zaczął przegrywać w oglądalności z „Pytaniem na śniadanie” w TVP2, ci pierwsi zastanawiali się, co zmienić, by zatrzymać spadki. I wymyślili. Doszli do wniosku, że zmienią jedną z prowadzących par. I podziękowali za współpracę Magdzie Mołek oraz Marcinowi Mellerowi, którzy prowadzili weekendowe wydania programu. Zastanawiające, że aby zachęcić widzów do oglądania, wymienia się tych prowadzących, którzy jako chyba jedyni jakoś tam próbowali jeszcze trzymać poziom. Nikt nie ma chyba gorszej opinii o widzach TVN niż kierownictwo tej stacji.
Polityka czy ageizm?
Zmiany szykują się też w „Pytaniu na śniadanie” TVP2. Właśnie pojawiła się informacja, że pożegnano się z wieloletnim prowadzącym Michałem Olszańskim. To ponoć efekt tego, że Olszański krytykował w mediach wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Wywiad, który sam przeprowadził. Mówił, że był to nietrafiony pomysł, i zdradzał kulisy przygotowań do rozmowy. Sama TVP w komunikacie podaje jednak inne przyczyny zakończenia współpracy. „Jesteśmy świadomi, że widownia »Pytania na śniadanie« jest coraz młodsza i oczekuje prowadzących, którzy zdynamizują program. Stąd zmiany w audycji” – czytamy. I teraz nie wiadomo, co gorsze. Utrata pracy ze względu na wiek czy z powodów politycznych? Ale jedno i drugie nadaje się na sztandary „Gazety Wyborczej”. I pewnie tam trafi.
Pytań ciąg dalszy
Kiedy się okazało, że z „Pytania na śniadanie” odchodzi Olszański, pod znakiem zapytania stanęła dalsza obecność w telewizji Moniki Zamachowskiej, która prowadziła z nim w parze ten program. Ona sama na razie nie komentuje niczego, bo przebywa na urlopie w Sopocie. Wrzuca tylko tajemnicze wpisy w mediach społecznościowych. „Początek resetu. Koniecznie potrzebny” – napisała na Instagramie. Potem dorzuciła jeszcze to: „A tak w ogóle jest fajnie. Tylko jeśli mogę Was prosić, odpuśćcie mi na kilka dni, dobrze? W przyszłym roku mija 25 lat mojej pracy w TVP i jeśli czegoś się przez ten czas nauczyłam, to tego, żeby milczeć” – napisała. Zaczynamy się o Monikę martwić. Przecież ona nie umie milczeć. A co, jeśli to wszystko oznacza, że naprawdę zniknie z telewizji? I co za tym idzie – zniknie nam też z mediów plotkarskich? To byłaby nieodżałowana strata dla show-biznesu. Co tam show-biznes, dla ludzkości! Telewizjo, apelujemy, nie możesz nam tego zrobić!
Biznes i brzuszki
Trenerka wszystkich Polek, czyli Ewa Chodakowska, oburzyła się na informację, że nie radzi sobie w biznesie. Stwierdziła, że nie będzie milczeć, bo to wszystko nieprawda. To znaczy prawda, ale nie do końca. – Dwa dni temu Internet zalała fala artykułów na temat spadku wpływów mojej firmy… o całe 30 proc. Interpretacja? Moje produkty się nie sprzedają, co mogłoby świadczyć o tym, że są kiepskiej jakości. Jakości, za którą daję głowę. Powiem ci, jak jest… Nasza spółka Bebio.pl zalicza właśnie spadek przychodów, ponieważ na rzecz nowych projektów zrezygnowaliśmy z wielu działań, które stały pod parasolem spółki. Nie da się robić wszystkiego – tłumaczy Ewa. Na Instagramie, gdzie obserwuje ją ponad 1,5 mln osób i skąd wszystkie wpisy trafiają od razu na portale plotkarskie. Gdyby nie to, o jej kłopotach w biznesie wiedziałaby pewnie garstka czytelników portali branżowych. Teraz wiedzą już wszyscy. Jednak robienie brzuszków wychodzi Chodakowskiej lepiej niż robienie biznesu. A zwłaszcza marketingu.
Nie ma jak okładka w „Vivie!”
Hanna Lis postanowiła podzielić się ze światem refleksjami, jak bardzo nie tęskni za swoją pracą w telewizji. – Nie tęsknię, bo sama jako „konsument” odeszłam już od telewizji. Wszystkie newsy czerpię teraz z sieci – wyznała. Mówi też, że nie brakuje jej całej otoczki, którą cieszą się twarze znane z telewizji, bo po latach doszła do wniosku, że co innego jest ważne. – Ułuda. Człowiek jest wart tyle, co ma w głowie i w sercu. Najbardziej wypasione ferrari ani bycie panią z telewizji nie dodadzą ci wartości. To tylko pozłotko. Ale rzeczywiście w środowisku ludzi mediów królują wybujałe ega, które karmią się wyłącznie tym, że „jestem sławna/sławny” – powiedziała. – Szczerze? Wolałabym być anonimowa, chodzić sobie do sklepu w rozciągniętym dresie i szopie na głowie bez obaw, że nazajutrz jakiś brukowiec zrobi z tego jedynkę. Nie wiem, dlaczego paparazzi nadal za mną łażą, szczerze powiedziawszy – przyznała. Z tej tęsknoty za anonimowością i brakiem łażących paparazzi udzieliła wywiadu „Vivie!”. Z sesją okładkową oczywiście.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.