Bon vivant z Mińszczyzny
  • Marek Jan ChodakiewiczAutor:Marek Jan Chodakiewicz

Bon vivant z Mińszczyzny

Dodano: 
Prof. Marek Jan Chodakiewicz
Prof. Marek Jan Chodakiewicz Źródło: PAP / Rafał Guz
Cyberonuca | Michał K. Pawlikowski był patriotą Wielkiego Księstwa. Odkryłem go prawie 40 lat temu albo u nas w domu w Kalifornii, albo u państwa Jerzego i Ireny Szwede, w ich Slavic Bookstore, w Palo Alto. Zresztą z zasady jak nie było czegoś u nas w domu, to stało na półce u pp. Szwede.

Gdy poznałem jego twórczość, pan Pawlikowski już wtedy nie żył. Zmarł nagle na Hawajach. Ale ostatnie dekady swego życia spędził w Kalifornii. Buszował po Hoover i Stanford, a pracował jako sławista w bibliotece University of California, Berkeley, zresztą tam, gdzie zatrudniona była pani Olga Astromoff, z domu księżna Szujska, przy okazji kuzynka Andrzeja Czumy. Reakcjoniści wszystkich krajów łączcie się!

Pan Pawlikowski był z Mińszczyzny; przed 1917 r. mieszkał w majątku rodziców oraz w Mińsku, gdzie uczęszczał do gimnazjum. Potem chodził na uczelnię w Petersburgu, a prawo ukończył w Warszawie, już po I wojnie. Zaliczał się do tzw. złotej młodzierzy. Używał życia, na patriotów patrzył sceptycznie, szczególną żółć rezerwując dla endeków.

Czym mu podpadli? Po pierwsze, wywodził się z tradycji lojalistycznej, konserwatywnej, legalistycznej. Był „krajowcem”. Po drugie, widział się jako przedstawiciela naszego ziemiaństwa na Mińszczyźnie. A formacja ta w większości, tak, zachowała partriotyzm, ale nie „nowoczesny”, endecki, a stary, jagielloński. W związku z tym patronizująco traktowała wszystkich mieszkańców Mińszczyzny jak swoje dzieci: tutejszych, Poleszuków, Białorusów, Żydów i innych bez względu na pochodzenie i religię. Tylko Moskale byli wykluczeni ze społeczności lokalnej jako obcy.

Tymczasem endecy organizowali Polaków na Mińszczyźnie według nowoczesnego systemu etno-kulturowego. Dążyli do polonizacji ludu przez miejscową inteligencję i ziemiaństwo. Co stało w sprzeczności z krajowcowym postulatem utrzymania ludu w stanie przed-narodowej mentalności lokalnej, bądź też – u niektórych krajowców – promowaniu odgórnym narodowości białoruskiej jako antydotum na moskalski szowinizm. Nota bene podobne podejście funkcjonowało u wielu naszych ziemian w stosunku do Żmudzinów (etnicznych Litwinów) oraz Rusinów (z których wyszli Ukraińcy) – ze skutkiem ponurym. Zamiast renesansu narodowego jagiellońskiego, wyszedł integralny nacjonalizm ludowy, szowinizm, a nawet pogański banderyzm. Rezultaty eksperymentów z nacjonalizmem białoruskim najpewniej skończyłyby się podobnie antypolsko.

W każdym razie dla pana Paliwkowskiego wojna (i rewolucja w Rosji naturalnie) była straszliwą katastrofą. Zniszczyła niemal całkowicie jego świat. Zostały po nim tylko wileńskie i poleskie obrzeża. Jego Wielkie Księstwo ostatecznie zniknęło bezpowrotnie w czasie II wojny. Dlatego zdecydował się utrwalić swój niepowetowanie stracony świat najpierw w serii artykułów w prasie emigracyjnej w Londynie, szczególnie na łamach pisma Lwów i Wilno. Wyszła z tego niezwykle sympatyczna wiązanka społeczna i kulturowa, a głównym bodaj jej motywem jest przyroda i myśliśstwo.

Przemyślenia pana Pawlikowskiego ukazały się głównie w formie reportaży wspomnieniowych, a ostatnio – ku mojej wielkiej radości – zebrało je i wydało w Polsce sukcesywnie wydawnictwo LTW jako Sumienie Polski i inne szkice kresowe. Jeszcze świetniej, że opracował je i zaopatrzył posłowem Maciej Urbanowski, jeden z niewielu w kraju, które takie sprawy doskonale czuje.

Po pewnym czasie na bazie swoich esejów i felietonów pan Pawlikowski napisał dwie powieści autobiograficzne: Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego oraz Wojna i sezon: Powieść: Pamiętnik emigracyjny Tadeusza Irteńskiego.

Tradycyjnie wyciągnąłem kilka charakterystycznych cytatów. O kontynuacji: „Więź przeszłości z teraźniejszością, nieśmiertelna więź myśli i piękna, istnieje naprawdę i jest skarbem wiecznym i niezniszczalnym”.

O uczciwości piszącego: „Sądzę jednak, że piszącego obowiązuje tzw. prawda artystyczna i że w najbardziej beztroskim felietonie najlżejszy ton fałszywy zabrzmi o wiele fałszywiej niż w gubiącym się w okresach frazesu, poważnym artykule społeczno-politycznym”.

Stan polskości w Mińsku przed 1921 r.: „Lata przełomowe, jak np. rok 1905 lub 1917, lub 1919, wykazały ad oculos, jak nikłym pokostem była ‘rosyjskość’ Mińska. Gdy tylko przez Mińsk przechodził jakiś wstrząs wolności, tylekroć polskość wybuchała w sposób zgoła spontaniczny: na ulicach rozbrzemiwała mowa polska, zjawiała się prasa polska, ze sceny i mównicy padało słowo polskie”.

I RP przeżyła pod zaborami: „prócz ziemiaństwa polskiego (które podobno piło krew pracującego ludu białoruskiego) było w Mińszczyźnie dobrych pare setek tysięcy szlachty zagrodowej, czującej po polsku, mówiącej pięknym, nieco archaicznym językiem polskim. Oryginalny, miły dla ucha jak ‘rusycyzmy’ Mickiewicza, archaizm tej mowy był wynikiem okoliczności, że szlachta ta – rozsiana wysepkami zaścianków i ‘okolic’ wśród wsi białoruskiej i odseparowana od ognisk rozwijającej się kultury polskiej – zastygła w takich formach językowych, jakich używano gdzieś na przełomie XVIII i XIX stulecia... Pod względem ekonomicznym szlachta ta niewiele się różniła od okolicznego włościaństwa. Tyle tylko, że może kobiety ‘żeły zboże, a nawet przędły w rękawiczkach’... Szlachta ta, świadoma swego pochodzenia (niejeden szlachcic zaściankowy miał znacznie lepsze ‘papiery’, tj. dokumenty szlacheckie, od niejednego parweniusza na tysiącach hektarów), była dumna, lecz biedna”.

O naszych Nadberezyńcach: „Jesteśmy na średnim biegu Berezyny, w pół drogi mniej więcej między Borysowem na północy i Bobrujskiem na południu. Zostawiliśmy już za sobą miasteczko Berezyna i wielkę Puszczę Berezyńską..... Na lewym, tj. Wschodnim brzegu puszcze i lasy ciągną się pasem szerokim, przerywanym od czasu do czasu łatami pól uprawnych i łąk. Tam też, rozsiane wśród wsi i wiosek chłopskich, leżą niezliczone zaścianki, zagrody i ‘okolice’ szlachty zaściankowej, osiadłej tu od niepamiętnych czasów. Szlachta tak, mało różniąca się ekonomicznie od okolicznego włościaństwa, zachowała do końca najczystrzą mowę polską, obyczaj polski i wiarę przodków. Po wojnie roku 1919-1920, gdy front polsko-sowiecki biegł przez czas pewien linią Berezyny, cała niemal młodzież tych zaścianków wymordowano za udział w partyzantce po stronie polskiej. A resztę szlachty deportowano masowo do Karelii wschodniej do Syberii, do Kazachstanu. W roku 1924 już ani jeden ‘Zaścianek Dobrzyńskich’ nie ostał się nad Berezyną”.

Czar Polesia: „Płynąc latem po Bobryku, uświadamiam sobie w pełni czym jest dla ludności poleskiej komunikacja wodna. Na rzecze panuje ruch, niczym na ożywionej drodze podmieskiej. Co parę minut mijamy łódź, pędzoną niestrudzoną ręką Poleszuka. Najczęściej bywa to łódź naładowana ‘z czubem’ sianem i ozdobiona wysychającym na słońcu więcierzem. Nieraz jednak łódź przewozi drwa, budulec lub nawet konie i krowy. Bywają wreszcie łodzie wyłącznie ‘pasażerskie’, przewożące ludzi z wioski do wioski: do kościoła, na jarmark, wesele lub chrzciny. Taka łódź jaskrawi się barwami strojów kobiecych i buchają z niej śpiewy i śmiechy. Czasem spotykamy się z widokiem smutniejszym: zza łozowego zakrętu rzeki płynie kondukt pogrzebowy na łodziach. Na pierwszej łodzi – pop z asystą i krzyżem, na drugiej – trumna, na następnych – rodzina i goście żałobni. Łódź jest komunikacją niezwykle chyżą, zwłaszcza w kraju, gdzie bezdroże stało się przysłowiowe i gdzie nieraz latem spotkać można na drogach bagnistych wóz ciągniony przez woły. A łódź poleska robi bez trudu dziesięć – piętnaście kilometrów na godzinę, co w tych partiach Polesia, gdzie dróg wogóle nie ma (prócz ‘zimowych’), znakomicie skraca przestrzenie”.

Kresowe kobiety polskie twierdzą patriotyzmu: „Wiersz [Adama Mickiewicza] Do matki Polki był raczej wierszem Do matki Litwinki, z tym zastrzeżeniem, że pojęcie ‘Litwinki’ zrozumiemy nie w dzisiejszym, lecz w szerokim – historycznym sensie tego wyrazu! Gdy mowa o ‘matce Polce’, hołd szczególny należy złożyć roli, którą kobieta kresowa odegrała w latach niewoli. Od ‘dziewicy-bohatera’ Emilii Plater, walczącej z najeźdźcą w przebraniu męskim i z bronią w ręku, aż do dni dzisiejszych – do bezimiennych kurierek armii podziemnej. Bohaterstwo było najczęściej ciche – bez laurów, sławy i patosu. Kobieta towarzyszyła mężowi, bratu lub narzeczonemu w wędrówce etapem na Sybir. Ona toczyła walkę o byt ekonomiczny, pracując ciężko na osieroconych przez mężów i braci warsztatach... Ona wreszcie – i w tym jej główne bohaterstwo – strzegła polskiej mowy i polskiego obyczaju, wychowywała dzieci w duchu wiary w Polskę, czyniła z domu twierdzę polskości, broniącą się przed zalewem rusyfikacji. Ona to, wtedy, gdy mężczyźni zwątpili, zobojętnieli lub skapitowali z małoduszności czy wygody, ona jedna miała odwagę cywilną piętnowania tego, co nędzne i podłe”.

O nowoczesnym etno-nacjonalizmie litewskim: „Pierwsza wojna światowa i powstałe po niej, w imię hasła o samostanowieniu narodów, państwa powersalskie wprowadzają pewną rewolucję do tej, zdawałoby się, niewinnej terminologii. Powstaje etniczne państwo litewskie z faktyczną stolicą Kownem, lecz uważające za swą ‘historycznie’ uzasadnioną stolicę – Wilno. Państwo litewskie, w którego ‘kowieńskich’ nawet granicach element litewski nie jest jakąś przytłaczającą większością, aspiruje do granic gedyminowskich, pragnąc wymazać z dziejów 500 lat unii krewskiej. Sięga po Wilno, Suwałki, Święciany, Brasław, Grodno, Oszmianę, Mołodeczno”.

O przyszłości źródłoznawstwa: „Mam nadzieję, że gdy w przyszłości będziemy przywracać Rzeczypospolitej jej dawne ziemie i grody, wykażemy więcej pietyzmu do dawności i będziemy rozsądniejsi ze zmienianiem nazw prastarych.... Może kiedyś, gdy Polska będzie z powrotem Polską, znajdzie się jakiś mnich pracowity (monach trudolubiwyj), który otrząśnie pył z tych notatek i znajdzie w nich ‘przyczynek’ do historii mego pokolenia”.

Być może Michał Pawlikowski to nie Henryk Sienkiewicz i nie wkładałbym go w związku z tym do lektur obowiązkowych szkół średnich, ale jak najbardziej promowałbym go na wszelkich wydziałach uniwersytetów polskich: od literatury przez historię i socjologię do antropologii. Wielki rodak Wielkiego Księstwa, RIP.

Marek Jan Chodakiewicz

Michał K. Pawlikowski, Sumienie Polski i inne szkice kresowe (Łomianki: LTW, 2014)
Michał K. Pawlikowski, Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego (Łomianki: LTW, 2010)
Michał K. Pawlikowski, Wojna i sezon: Powieść: Pamiętnik emigracyjny Tadeusza Irteńskiego (fragmenty) (Łomianki: LTW, 2011).

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także