Zwolennicy walki z epidemią za pomocą lockdownów, zamykania ludzi w domach, wprowadzania godziny policyjnej, a nawet – jak zapowiedziały ostatnio Niemcy – wtrącania niechcących się podporządkować restrykcjom do obozów, znajdują właściwie tylko jeden argument: wszyscy tak robią, na całym świecie!
To prawda, może nie na naszym świecie, ale w państwach demokratycznych w mniejszym lub większym stopniu wszyscy tak robią. Pytanie: Czy dlatego, że to jest dobre, że się sprawdza, czy może z jakichś innych powodów?
Na zdrowy rozum lockdown, zatrzymanie życia społecznego i gospodarczego, by do minimum ograniczyć transmisję wirusa, ma sens tylko w pierwszej fazie epidemii. Wtedy, gdy jest jeszcze nadzieja na wyizolowanie ognisk zakażeń, określenie kontaktów osób zarażonych i tym samym przecięcie dróg transmisji wirusa. I kiedy walczy się o czas, by móc zbadać zagrożenie i opracować sposoby radzenia sobie z nim, zanim osiągnie większe rozmiary.
Czytaj też:
Wydłużony lockdown, godzina policyjna i zawieszone nabożeństwa. Europa przedłuża restrykcje
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.